Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zoll wciąż ma immunitet

Treść

Sąd Okręgowy w Krakowie, po prawie osiemnastu miesiącach zwłoki w rozpoczęciu procesu o zniesławienie, jaki byłemu prezesowi Trybunału Konstytucyjnego Andrzejowi Zollowi wytoczył poseł PiS Arkadiusz Mularczyk, uznał, że nie może rozpatrywać tej sprawy. Najpierw krakowskie sądy poszczególnych szczebli przesyłały sobie akta sprawy, później a to sędziowie wyłączali się z prowadzenia postępowania wobec Andrzeja Zolla, a to chorowali i wokanda musiała zostać odroczona. - Decyzja jest zaskakująca. Przecież wypowiedź Zolla, za którą go pozwałem, nie wiązała się w żaden sposób z wykonywaniem przez niego funkcji sędziego Trybunału Konstytucyjnego, więc nie powinien chronić go w tym przypadku immunitet. Gdyby przyjąć zasadę, którą kierował się sąd, umarzając postępowanie przeciwko niemu, można by uznać, że sędziowie Trybunału, również byli, są wyłączeni z jakiejkolwiek odpowiedzialności, także za przestępstwa kryminalne - komentuje poseł Arkadiusz Mularczyk (PiS). Zdaniem sądu, za znieważenie parlamentarzysty znany krakowski prawnik Andrzej Zoll do odpowiedzialności pociągnięty być nie może, ponieważ w latach 1989-1997 był sędzią Trybunału Konstytucyjnego, a w latach 1994-1997 jego prezesem i nadal chroniony jest immunitetem sędziowskim. Jednak wydarzenie, które stało się podstawą pozwania Zolla przez posła Mularczyka, miało miejsce w maju 2007 roku, a wówczas profesor, uważany za dobrego znajomego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, w Trybunale już nie zasiadał. Sprawa dotyczy postępowania przed TK w sprawie ustawy lustracyjnej. Mularczyk poinformował wówczas prezesa TK Jerzego Stępnia, iż według jego wiedzy w archiwum IPN znajdują się informacje wskazujące na związki sędziów Adama Jamroza i Mariana Grzybowskiego z SB. Stępień podjął decyzję o wyłączeniu Jamroza i Grzybowskiego ze składu orzekającego. A dzień później media zarzuciły Mularczykowi, że nie ujawnił, iż jeden z sędziów odmówił współpracy, a drugiego zarejestrowano w czerwcu 1989 roku. Komentując zdarzenie w radiu TOK FM, Andrzej Zoll powiedział, że w jego opinii Mularczyk złamał prawo i wprowadził w błąd sędziów. Innego zdania była jednak Krajowa Rada Adwokacka, która po przewlekłym postępowaniu uznała, że Mularczyk żadnego przestępstwa się nie dopuścił. Parlamentarzysta PiS pozwał Zolla, uznając, iż "wypowiedź profesora w radiu TOK FM "mogła go poniżyć i narazić na utratę zaufania potrzebnego do piastowania stanowiska posła na Sejm RP, a także wykonywania zawodu adwokata". Jak się jednak okazuje, procesu nie będzie. - Wielokrotnie podkreślałem, że rozwiązaniem jest publiczne przeproszenie mnie przez Andrzeja Zolla. Jeśli w najbliższych dniach pan Zoll tego nie zrobi, wystąpię do Trybunału o uchylenie mu immunitetu - mówił Mularczyk. Sam Zoll powiedział dziennikarzom, że jest gotów zawrzeć z parlamentarzystą ugodę. Również sam Mularczyk stwierdził w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", że jest gotów pójść na ugodę, ale dotychczasowe propozycje przedstawiane przez byłego prezesa TK go nie satysfakcjonują. Poseł mówi, że oczekuje jasnych i czytelnych przeprosin, natomiast wersje proponowane przez jego interlokutora są mało czytelne, zawierają zbyt dużo określeń przypuszczających, wreszcie, jego zdaniem, sugerują, że to dziennikarze, przytaczając wypowiedź Zolla dokonali nadinterpretacji. - Odwołam się do sądu apelacyjnego i liczę na to, że Andrzej Zoll nie będzie chował się za immunitetem, bo to nie przystoi byłemu prezesowi Trybunału Konstytucyjnego. Ale liczę też, że do świąt uda się nam zawrzeć ugodę - mówi Mularczyk. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-12-09

Autor: wa