Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wartości zostały, tylko czy będzie gdzie ich bronić

Treść

Do dwóch razy sztuka - to nieco zmodyfikowane porzekadło jak ulał pasuje do prób generalnej rozprawy z mediami publicznymi podejmowanych przez Platformę Obywatelską. To już drugie podejście partii rządzącej do zmiany w tym segmencie mediów. W lipcu 2008 roku posłowie podtrzymali weto prezydenta do nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji autorstwa posłów tej partii. Tym razem może się okazać, że w drodze do demontażu publicznej telewizji i radia PO - PSL - Lewicy już nic nie zatrzyma.
Sejm zdecydował wczoraj, że wspieranie wartości chrześcijańskich będzie należeć do zadań mediów publicznych. Tuż po głosowaniu rozentuzjazmowani posłowie Prawa i Sprawiedliwości rozsyłali do dziennikarzy SMS-y: "Wartości chrześcijańskie w mediach obronione!". Ale kształt i kontekst całego projektu raczej nie uprawnia do takiej radości. Jeden zapis nie zmieni wszak faktu, że ustawa o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych to szkodliwy bubel. Pozbawienie mediów publicznych gwarancji finansowych - co Platforma Obywatelska przeforsowała, lekceważąc nawet opinię Episkopatu - oznacza, że nawet gdyby chciały, nie będą w stanie promować wartości chrześcijańskich. Z tej przyczyny, że same mogą zniknąć.
Za przyjęciem poprawki Senatu dotyczącej wspierania wartości chrześcijańskich w mediach głosowało 272 posłów: wszyscy obecni posłowie PiS, PSL oraz 94 posłów PO. Przeciwko opowiedziało się 131 posłów, w tym 87 z Platformy. 5 członków tego klubu wstrzymało się od głosu.
Z kolei 185 posłów (182 z PO, 1 poseł PiS - Grzegorz Janik, i 2 posłów niezrzeszonych) poparło poprawkę Senatu, która zakładała, że Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, określając w projekcie budżetu kwotę dla mediów publicznych, nie jest związana żadnym limitem (wcześniejsza wersja sejmowa mówiła o minimalnej kwocie 880 mln zł). Przeciwko było 78 parlamentarzystów (w tym 37 z klubu Lewicy, 27 z PSL), a 145 wstrzymało się od głosu. W tej ostatniej grupie 140 to posłowie PiS, którzy prawdopodobnie kalkulowali, że będzie to dla klubu Lewicy dobra okazja do odwetu na Platformie w postaci poparcia ewentualnego weta prezydenta.
Wbrew pozorom przebieg wczorajszych głosowań nie jest scenariuszem marzeń Donalda Tuska. Platforma boi się jak ognia skierowania projektu do Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ zdaje sobie sprawę z tego, że ocena sędziów będzie dla niego miażdżąca. Stąd zerwanie pierwotnych ustaleń z szefem SLD Grzegorzem Napieralskim, który uważa się za oszukanego przez premiera, i gra na to, żeby rozsierdzić klub Lewicy do tego stopnia, by ten poparł spodziewane weto prezydenta. Ze względów propagandowych taki wariant wydarzeń będzie korzystniejszy dla PO, bo zamiast zbierać cięgi za bubel, jaki przygotowała, będzie mogła obarczyć winą za rzekome warcholstwo prezydenta i PiS. Natomiast rynek mediów koalicja będzie mogła rozregulować, np. nowelizując ustawę o radiofonii i telewizji.
Posłowie debatowali wczoraj nad 47 senackimi poprawkami do ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych. To już ostatni etap drogi legislacyjnej tego projektu. Pierwsze czytanie odbyło się 22 kwietnia tego roku, od początku PO i Lewicy bardzo spieszyło się z przepchnięciem go przez wszystkie tryby legislacyjne.
Projekt trafi teraz na biurko prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Głowa państwa nie wyjawia na razie, jakie ma zamiary. Może dokument podpisać, zawetować lub skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Zdaniem posłów PiS i medioznawców, ostatnia opcja jest bardzo prawdopodobna, ponieważ projekt w wielu miejscach jest sprzeczny z Konstytucją.
Dwie główne poprawki, jakie wprowadził kilka dni temu do projektu Senat, skazane były na odrzucenie. Taka była umowa między PO a Lewicą. Tych dwóch kwestii - gwarancji wysokości finansowej (880 mln zł) dla mediów publicznych i wykreślenia zapisu o wspieraniu przez media publiczne chrześcijańskiego systemu wartości - dotyczyły rozmowy między przedstawicielami klubów Lewicy i PO. Postkomuniści zagrozili, że jeśli te dwie poprawki Senatu nie zostaną wycofane, poprą ewentualne weto prezydenta do ustawy. Jednak ku zaskoczeniu przede wszystkich właśnie posłów Lewicy większość posłów PO zagłosowała inaczej, niż wcześniej ustalano. W efekcie media publiczne nie będą miały żadnych minimalnych gwarancji finansowych. Platforma "wersję wydarzeń" zmieniła tuż przed samym głosowaniem, na spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem, który przyznał, że przekonywał posłów do odrzucenia poprawki Senatu.
Sprawozdawca komisji kultury Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), etatowa pracownica Agory na urlopie bezpłatnym, powiedziała wczoraj, że nawet utrzymanie ustawy w wersji sejmowej, gdzie wpisano ok. 900 mln zł na media publiczne, nie gwarantuje, że TVP i Polskie Radio takie pieniądze by dostały. Konkretna kwota odnosi się bowiem tylko do projektu budżetu, a ten może zmienić Sejm, uchwalając budżet. - To należy powiedzieć uczciwie, bo inne przedstawianie tej sytuacji byłoby rzeczywiście nieuczciwością - łaskawie przyznała wczoraj posłanka. To wprawiło we wściekłość posłów opozycji. - Dlaczego wcześniej nie przyznaliście się do tego, że nie będzie żadnych gwarancji finansowych dla mediów publicznych? - pytała poseł Kruk.
Sejm nie wyraził zgody dla przerywania reklamami programów publicznych nadawców, odrzucając poprawkę Senatu do ustawy medialnej. Posłowie poparli jednak inną poprawkę Senatu, która zabrania przerywania reklamami audycji powstających za publiczne pieniądze w mediach komercyjnych. Wyjątkiem mają być transmisje sportowe.
Po wczorajszej debacie można odnieść wrażenie, że do tej pory PSL biernie brało udział w dyskusjach na temat założeń ustawy medialnej i nie do końca wie, o co w niej chodzi. Jeden z ludowców zapytał na posiedzeniu: "Ale jak to, nie będzie abonamentu?".
Dla PSL kwestia finansowania mediów nie jest jasna. Tadeusz Sławecki (PSL) powiedział, że Stronnictwu od początku wyraźnie mówiono, że będą pieniądze, przynajmniej w kwocie nie niższej niż wpływy z abonamentu. - Gdyby wcześniej znane było stanowisko Ministerstwa Finansów, że w 2010 r. budżet nie znajdzie ok. 900 mln zł na media, to być może ta ustawa miałaby inny charakter - powiedział Sławecki.
Śledzińska-Katarasińska (PO) twierdziła podczas debaty, że jeśli chodzi o wykreślenie wspierania wartości chrześcijańskich, na co ostatecznie Sejm się nie zgodził, nic złego się nie dzieje, ponieważ wystarczający jest przepis w obowiązującej ustawie o radiofonii i telewizji, który mówi o respektowaniu wartości chrześcijańskich. - Nie można uznać, że zadaniem nadawcy publicznego jest wspieranie wartości chrześcijańskich, bo wszystkie religie są tu równoprawne w świetle Konstytucji - stwierdziła wczoraj Iwona Śledzińska-Katarasińska. Zdaniem posłów opozycji, sytuacja wcale nie jest taka jasna, jak to przedstawia Platforma. - Proszę nie mówić, że przecież respektowanie chrześcijańskiego systemu wartości pozostaje w ustawie o radiofonii i telewizji i to załatwia problem, dlatego że w art. 11 tej ustawy medialnej jest wyraźnie zapisane, że środki z funduszu zadań publicznych będą otrzymywać te propozycje programowe, które będą wypełniały katalog zadań z art. 3 tej ustawy, a nie ustawy o radiofonii i telewizji. A więc środki z funduszu zadań publicznych na programy misyjne i w mediach publicznych i komercyjnych będą dostawały programy, które np. zechcą walczyć z dyskryminacją ze względu na płeć albo orientację seksualną. A kompletnie obojętne dla decydentów może być to, czy się respektuje, czy też nie respektuje chrześcijańskiego systemu wartości - mówił wczoraj poseł Jarosław Sellin (Polska XXI). - Odrzucenie tej poprawki przez Sejm spowoduje, że media będą zupełnie bezbronne wobec działań środowisk lewicowych i homoseksualnych. To posłuży do kneblowania ust chrześcijanom chcącym wyrazić w mediach publicznych swoje krytyczne stanowisko w kwestiach zachowań niemoralnych. Jeśli nie wprowadzimy tej poprawki, dotychczasowy zapis ustawy może posłużyć także do łamania sumień dziennikarzy - argumentował również Artur Górski (PiS). Sellin wprost zapytał wczoraj przewodniczącego Chlebowskiego, jakimi argumentami liderzy Lewicy zaledwie w ciągu kilkunastuminutowej rozmowy przekonali go, żeby te zapisy senackie wykreślić, a pozostawić walkę z dyskryminacją ze względu na orientację seksualną.
Izabela Borańska-Chmielewska
Najistotniejsze poprawki Senatu do ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych:
- zniesienie minimalnej kwoty dla mediów publicznych - 880 mln zł z budżetu państwa rocznie
- poszerzenie katalogu zadań mediów publicznych o: wspieranie chrześcijańskiego systemu wartości, służenie umacnianiu rodziny, propagowanie postaw prozdrowotnych, przeciwdziałanie patologiom społecznym oraz wszelkiej dyskryminacji
- audycji finansowanych na podstawie licencji programowych (z budżetowych pieniędzy) nie będzie można przerywać reklamami ani telesprzedażą. Wyjątkiem mają być transmisje sportowe. Zakaz obowiązywać ma zarówno w mediach publicznych, jak i komercyjnych.
"Nasz Dziennik" 2009-06-25

Autor: wa