Przejdź do treści
Przejdź do stopki

W rytmie Śląska i Legii

Treść

Piłkarze ekstraklasy udali się na zimowe urlopy, a w zaciszu prezesowskich gabinetów rozpoczęło się podsumowywanie tego, co na ligowych boiskach wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Najwięcej powodów do zadowolenia mają działacze Śląska Wrocław, lidera, i Legii Warszawa, wicelidera tabeli, najmniej zamykających ją Zagłębia Lubin i Cracovii oraz Wisły Kraków, która jesienią została sprowadzona z obłoków na ziemię.

W poprzednim sezonie Śląsk został wicemistrzem Polski. Wielu przyjęło to jako przypadek lub fart wynikający tylko ze słabości innych. Dziś o wrocławianach już nikt nie myśli w tych kategoriach. Podopieczni Oresta Lenczyka stali się głównym kandydatem do tytułu, a jesienią, poza nielicznymi wpadkami, prezentowali się najlepiej z całej stawki. Świadczą o tym choćby same suche dane - 37 zdobytych punktów, 31 strzelonych bramek (najwięcej), tylko 13 straconych. W pokonanym polu pozostawili m.in.: Legię, Polonię Warszawa, Ruch Chorzów oraz Lecha Poznań, czyli drużyny zajmujące w tabeli miejsca od 2. do 5. Czy to mógł być przypadek? Piłkarze Śląska zostali świetnie przygotowani do rundy jesiennej, ale to akurat tradycja, jeśli chodzi o drużyny prowadzone przez Lenczyka. Nestor polskich trenerów skompletował poza tym bardzo wyrównaną i mocną kadrę, o której sile stanowili m.in. rezerwowi. W kilku ważnych meczach, w tym ostatnim z ŁKS, o zwycięstwie wrocławian decydowali zawodnicy wprowadzeni z ławki. Pod okiem Lenczyka doskonałe dni przeżywali piłkarze niechciani gdzie indziej (Piotr Ćwielong, Dariusz Pietrasiak, Marek Wasiluk) lub wracający do kraju po nieudanych próbach podbicia Zachodu (Sebastian Mila, Przemysław Kaźmierczak). Zostali uzupełnieni młodymi, zdolnymi (Waldemar Sobota) i nielicznymi, choć klasowymi obcokrajowcami (Cristian Diaz, Johan Voskamp, Marian Kelemen). Jesienią Lenczyk skorzystał tylko z sześciu graczy z zagranicy, czyli zachował zdrową proporcję między nimi a Polakami. Śląsk na pozycję lidera zasłużył, bo grał dobrze, efektownie, bez kompleksów i miał najwięcej w kraju kibiców. Po przeprowadzce na nowy stadion jego mecze oglądało regularnie ponad 42 tysiące fanów, co jak na nasze standardy jest czymś absolutnie wyjątkowym. I jeszcze jedno - wrocławianom zdarzały się też słabsze spotkania, jak wspomniane z ŁKS. Potrafili je jednak rozstrzygać na swoją korzyść, a to cechuje mistrzów.
Jesień okazała się niezwykle udana również dla Legii. Co ciekawe, początek zmagań tego nie zapowiadał. Porażki ze Śląskiem, Podbeskidziem Bielsko-Biała i Polonią spowodowały, że wrócił temat dymisji Macieja Skorży. Trener na stanowisku jednak pozostał, a niedawno odebrał nagrodę szkoleniowca roku. I to nie na wyrost. Legia nagle zaczęła grać świetnie. Uskrzydliły ją sukcesy w Lidze Europejskiej, które dodały piłkarzom pewności siebie. Strzałem w dziesiątkę okazało się sprowadzenie dwóch doświadczonych, ponad 30-letnich zawodników: Michała Żewłakowa i Danijela Ljuboji. Przy ich transferach nie brakowało kontrowersji, niektórzy pukali się w czoło, pytając, dlaczego działacze sprowadzają emerytów (Żewłakow) bądź gwiazdorów odcinających kupony od sławy (Ljuboja). Tymczasem były kapitan reprezentacji Polski (wystąpił we wszystkich 17 meczach od pierwszej do ostatniej minuty) fantastycznie skonsolidował blok defensywny. Pod jego wodzą zespół przestał tracić bramki. W 17 jesiennych meczach rywale znaleźli skuteczny sposób na stołeczną defensywę ledwie 10 razy. To najlepszy wynik w lidze wynikający też z rewelacyjnej postawy Dusana Kuciaka, dzięki któremu kibice zapomnieli o Janie Musze. A Ljuboja wcale nie okazał się leniem czy burzycielem dobrej atmosfery w szatni. Serb może nie biegał od pola karnego do pola karnego, nie harował jak wół, ale chwilami grał jak z nut, imponował inteligencją i wyszkoleniem technicznym. Strzelił osiem goli, a pod jego okiem jesień życia zanotował rodak Miroslav Radovic. Jakby tego było mało, błysnęli nastoletni wychowankowie szkółki, czyli Rafał Wolski i Michał Żyro, którzy wraz z Maciejem Rybusem i Arielem Borysiukiem tworzą najzdolniejszy młody kwartet w lidze. Legia traci do Śląska cztery punkty i wierzy w to, że na wiosnę go prześcignie. Wyścig tych drużyn zapowiada się świetnie.
Z marzeń o tytule nie zrezygnowała też Polonia. "Czarne koszule" przeżywały sporo huśtawek nastrojów, po klęsce 0:4 we Wrocławiu posada Jacka Zielińskiego drżała, ale trener się obronił, a zespół rok zakończył w doskonałych nastrojach. Piłkarze z Konwiktorskiej może nie grali specjalnie ładnie, może nie konstruowali tak wyszukanych akcji jak Legia, ale zdobywali punkty i systematycznie pięli się w tabeli. Pod koniec jesieni strzelecki festiwal zanotował Albańczyk Edgar Cani, który z ośmioma golami stał się najlepszym snajperem zespołu. Na wielkie słowa uznania zasłużył też czwarty Ruch Chorzów. Ślązacy nie mają tylu pieniędzy co Legia, Lech czy Wisła, nie mają tylu głośnych nazwisk w kadrze, a jednak poczynali sobie nadspodziewanie dobrze. To zasługa doskonałego trenera Waldemara Fornalika, który nie przejmuje się trudnościami, ale konsekwentnie robi swoje.
Wspomniana czwórka jesień może zaliczyć do udanych, podobnie jak Podbeskidzie Bielsko-Biała (beniaminek rozpoczął od klęski 0:6 w Bełchatowie, a potem wygrywał z Legią w Warszawie i Wisłą w Krakowie), Widzew Łódź (dziewięć spotkań bez straty gola!) i Korona Kielce (choć po kapitalnym początku złapała zadyszkę). Inni przeżywali mniejsze bądź większe rozczarowania, no, może poza Górnikiem Zabrze grającym na miarę możliwości. Grupę tych, którzy zawiedli, otwierają Wisła i Lech. Szczególnie "Biała Gwiazda" pierwszą rundę musi uznać za porażkę, a może nawet więcej. Zawiodła bowiem kompletnie. W 17 spotkaniach doznała czterech porażek, w tym czterech wstydliwych po 0:1 (Podbeskidzie, Lechia, Górnik i Polonia) u siebie. Strzeliła zaledwie 16 bramek, czyli nie może się pochwalić nawet średnią: gol na mecz! Aż dziewięć trafień było autorstwa Dudu Bitona, a więc wychodzi na to, że gdyby nie Izraelczyk, to mistrz Polski walczyłby o... utrzymanie. Na Reymonta niemal wszystko tej jesieni było na opak: koszmarny styl gry, który nie przystoi drużynie z aspiracjami, posiadającej takie tradycje, wizja budowy zespołu z kuriozalną liczbą obcokrajowców (16 z 12 krajów), na końcu wyniki. Dodać do tego można jeszcze stadion, który kosztował gigantyczne pieniądze, a straszy brzydotą.
W podobnych nastrojach na zimową przerwę udał się Lech. Co ciekawe, sezon rozpoczął efektownie, w czterech kolejkach zdobył 10 punktów, strzelił 12 bramek, a wszyscy chwalili polot w jego grze. Szybko okazało się, że to były tylko pozory, efektowna fasada, za którą kryła się mierna budowla. W całym listopadzie poznaniacy nie zdobyli nawet jednej bramki. Ich poczynania cechowały chaos i brak jakiejkolwiek myśli przewodniej. Kibice na każdym niemal meczu żądali dymisji José Bakero. I tak jak Wisła uzależniona była od Bitona, tak Lech zależał od Artjoma Rudniewa. Łotysz w 17 kolejkach strzelił 18 z 29 goli "Kolejorza". Gdy się zacinał, zespół był bezradny. Zespół, dodajmy, jak na nasze warunki wyjątkowo mocny i posiadający wyjątkową liczbę naprawdę klasowych graczy, jak wspomniany Rudniew, Semir Stilic, Siergiej Kriwiec czy Rafał Murawski.
Dalsze rozczarowania? Cracovia, która znów dokonała potężnej liczby transferów, a nie podniosła się z dna. Zagłębie, które na to dno trafiło, sprowadzając Darvydasa Sernasa, jakby chciało pokazać, że zamierza walczyć o wysokie cele. ŁKS ledwo wiążący koniec z końcem, Bełchatów mający... dwa tysiące widzów, Jagiellonia Białystok i Lechia Gdańsk. Ta ostatnia miała nadzieję walczyć o puchary, przyciągnąć na nowy stadion 40 tysięcy widzów, tymczasem biła rekordy nieskuteczności. W 17 meczach strzeliła osiem goli, co od razu przełożyło się na miejsce w tabeli.
Piłkarska jesień, przedłużona o dwie kolejki rundy wiosennej, przeszła już do historii. Toczyła się pod dyktando Śląska i Legii, które wyrosły na głównych faworytów wyścigu o tytuł. Szyki może pokrzyżować im Polonia, o ile zostanie zimą solidnie wzmocniona. Wisła już praktycznie nie ma szans na obronę mistrzostwa, 10 punktów straty do lidera to ogromny dystans. W podobnym położeniu jest Lech. Na dole tabeli wszystko może się wydarzyć...

Piotr Skrobisz

Nasz Dziennik Środa, 14 grudnia 2011, Nr 290 (4221)

Autor: au