Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Sztandarowo zły kredyt

Treść

Zamrozimy część swoich rezerw walutowych, wystawiając złotego na atak spekulacyjny, aby pomóc krajom eurostrefy taniej wyjść z długów - wynika z informacji szefa NBP Marka Belki na temat planowanej pożyczki dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W ocenie ekonomistów, pożyczka ta spowoduje, że Polska będzie płacić więcej za własne długi.
- Pożyczka Narodowego Banku Polskiego dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie zmniejszy polskich rezerw walutowych, ale spowoduje zmniejszenie ich płynności, czyli ich zamrożenie - przyznał prezes NBP Marek Belka w odpowiedzi na pytania posłów sejmowej komisji finansów. Zmniejszenie płynności rezerw oznacza, że NBP będzie miał ograniczone możliwości interweniowania w obronie złotego. Kredyt dla MFW ma być udzielony na kilka lat.
- Żeby utrzymać właściwą strukturę rezerw, będziemy musieli sprzedać część papierów długoterminowych i kupić w to miejsce krótkoterminowe. Krótko mówiąc, zamiast papierów francuskich będziemy mieli papiery MFW - powiedział szef NBP. Belka przyznał, że kredyt dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego będzie bardzo nisko oprocentowany, zaledwie kilka, kilkanaście punktów bazowych powyżej stopy LIBOR, ale zapewnił, że "tyle samo mamy z lokat krótkoterminowych".
- Nie byłbym tego taki pewny. Porównanie z oprocentowaniem lokat może pokazać, że kredyt dla MFW jest dla nas bardzo niekorzystny - skomentował słowa prezesa jeden z członków Rady Polityki Pieniężnej, zastrzegając anonimowość.
Belka powiedział, że kwota pożyczki - 6 mld euro - wyliczona została na podstawie naszego udziału w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. Zapewnił, iż te pieniądze zostaną przez MFW zwrócone. Rząd musi jednak zadbać, aby była to bezpośrednia pożyczka dla MFW, najlepiej na konto ogólnych zasobów Funduszu, a nie na rzecz jakiegoś funduszu powierniczego. - Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest najbardziej wiarygodnym kredytobiorcą na świecie. Jeśli zbankrutuje, to cały świat zbankrutuje i żadne lokaty nie miałyby wtedy sensu - oznajmił Belka. Wyjaśnił, że MFW jest "producentem papierowego złota", tj. może w razie potrzeby wyemitować tzw. SDR-y (środki oparte na specjalnych prawach ciągnienia), które w normalnych warunkach można wymienić na każdą walutę. Ponadto MFW korzysta z prawa pierwszeństwa na liście wierzycieli zadłużonych krajów, tzn. pożyczka z MFW jest zwracana przez ewentualnego bankruta w pierwszej kolejności, przed innymi wierzytelnościami. Belka zapewnił, że pieniądze z pożyczek banków centralnych dla MFW nie trafią do krajów bankrutów, tj. Grecji, Portugalii i Irlandii.
- Decyzja o udziale Polski w programie dwustronnych pożyczek banków centralnych dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego jest decyzją polityczną rządu, która wynika ze strategii uczestnictwa w Unii Europejskiej. NBP nie ocenia zasadności politycznych strategii, może tylko ocenić, czy decyzja nie niesie niebezpieczeństwa dla polskiej gospodarki - powiedział Belka.
- Rezerwy walutowe muszą mieć dużą płynność, aby mogły zabezpieczać złotego i być w każdej chwili użyte do interwencji w jego obronie, tymczasem to, co chce zrobić rząd i na co godzi się NBP, to zablokowanie części rezerw na kilka lat, czyli zmniejszenie płynności. Zasadne jest w tej sytuacji pytanie: w takim razie po co utrzymujemy od kilku lat elastyczną linię kredytową z Międzynarodowego Funduszu Walutowego w celu zwiększenia płynności rezerw, płacąc za nią setki milionów złotych rocznie? - komentuje wypowiedź Belki były doradca prezesa NBP śp. Sławomira Skrzypka dr Cezary Mech. - Albo jesteśmy pożyczającym, albo pożyczkodawcą, na coś trzeba się zdecydować - podkreśla. Najprostszym rozwiązaniem byłoby, zdaniem eksperta, zrezygnować z części elastycznej linii kredytowej z MFW na rzecz krajów potrzebujących pomocy, zamiast udzielać pożyczki z własnych rezerw.
Blokada rezerw
- Dlaczego mamy robić prezenty bogatszym od nas krajom? Przecież istota tej operacji polega na tym, że Polska, jako kraj uznany za ryzykowny, który emituje obligacje, płacąc oprocentowanie porównywalne do zadłużonych krajów peryferyjnych euro, pożycza MFW środki dla krajów euro na znikomy procent. A wszystko po to, aby bogatsze od nas państwa strefy euro mniej płaciły za swoje obligacje dłużne, bogate kraje wierzycielskie zaś odzyskały zyskowne inwestycje. Tylko że my wtedy zapłacimy więcej za swoje długi. Rentowność naszych obligacji długo- i krótkoterminowych jest rekordowo wysoka. Czy nie lepiej w pierwszej kolejności obniżyć koszt zaciągania długu sobie, a nie innym? - pyta dr Mech.
Polska opinia publiczna jest mocno zbulwersowana faktem, że polskie rezerwy walutowe mają służyć obniżeniu deficytu innych krajów.
- Normalna praktyka amerykańskiego Fed, Banku Anglii oraz EBC polega na tym, że skupują one obligacje własnych krajów w celu obniżenia ich kosztów (wbrew temu, co niektórzy sądzą, EBC ma prawo skupować obligacje eurostrefy, gdy zachodzi potrzeba zwiększenia płynności na rynku obligacji, i wydał już na to około 200 mld euro). My tymczasem zapisaliśmy sobie w Konstytucji, że Narodowy Bank Polski nie ma prawa inwestować w nasze obligacje i redukcję naszego własnego deficytu. Skutek? Płacimy większe odsetki na rzecz inwestorów zagranicznych! - zauważa dr Mech.
Nocne lokaty
EBC właśnie wczoraj pożyczył 553 bankom europejskim ogromną kwotę 489 mld euro, oprocentowaną na zaledwie 1 proc., na trzy lata, żeby mogły inwestować w obligacje zagrożonych krajów. Banki na tym znakomicie zarobią, zważywszy na wysoką rentowność tych papierów. EBC pożyczył jednocześnie 33 mld dolarów na 14 dni oraz 29,7 mld euro na 98 dni.
- Czy przy takich kwotach 6 mld euro więcej czy mniej to dla EBC problem? Jaki jest sens wykładania tej kwoty przez Polskę? - pyta Mech. Na świecie jest dzisiaj niebezpiecznie. - Wspomniane banki europejskie nie ufają sobie nawzajem, więc co noc lokują łącznie do 251 mld euro w Europejskim Banku Centralnym, żeby środki te były bezpieczne. Tymczasem rząd polski wraz z NBP, zamiast dbać o nasze bezpieczeństwo, ściąga niebezpieczeństwo na naszą głowę - uważa finansista.
W polskiej debacie sprawą kluczową powinno być, aby uznano, że dłużnik i wierzyciel ponoszą odpowiedzialność za swoje zobowiązania. - Dłużnik powinien je spłacić, a jeśli wierzyciel pożyczył mu zbyt wiele, to na własną odpowiedzialność, i także powinien ponieść konsekwencje. Nie jest rolą Polski redukowanie ryzyka kredytowego krajów bogatych - podkreśla Cezary Mech.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik Czwartek, 22 grudnia 2011, Nr 297 (4228)

Autor: jc