Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Szczęśliwe życie" pod sowiecką kuratelą

Treść

Corocznemu przypominaniu w Polsce wydarzeń z 17 września 1939 roku towarzyszy zwykle typowa refleksja i konstatacja: oto Związek Sowiecki wbił nam nóż w plecy, gdy mieliśmy jeszcze szanse obronienia się przed Niemcami, może na linii Bugu; gdy wydłużyły się linie zaopatrzenia armii niemieckiej i musiała ona operować na terenach o gorszej infrastrukturze; gdy można się było spodziewać ofensywy brytyjsko-francuskiej w zachodnich Niemczech pozbawionych dostatecznej obrony. To są uprawnione stwierdzenia, aczkolwiek wynikające bardziej z naszych pragnień niż analizy sytuacji w ówczesnej Europie. Tragedia, która nas wtedy dosięgnęła, była tak wielka i położyła się takim cieniem na życie kilku pokoleń Polaków, że w rozważaniach o tym, co się wówczas stało, oddajemy się niezmiennie w pacht kojącej wyobraźni, która nam podsuwa lepsze scenariusze rozwoju wydarzeń. W opisie tego, co się stało 17 września, podkreślamy wiarołomstwo Sowietów, którzy przecież nie tylko gwarantowali nam wzajemny pokój w porozumieniach dwustronnych z lat 20. i 30., ale jeszcze 10 maja 1939 r. ustami sowieckiego komisarza spraw zagranicznych Władimira Potiomkina deklarowali obłudnie, że Polska w przypadku wojny z Niemcami może liczyć na ich "przychylne stanowisko". We wszystkich rocznicowych rozważaniach brakuje na ogół szerszej refleksji odnoszącej się nie tylko do konkretnych wydarzeń z 17 września i dni następnych, takich jak mężna obrona Grodna przed Sowietami, z udziałem młodzieży gimnazjalnej i harcerzy, czy zamordowanie w Sopoćkiniach przez żołnierzy sowieckich gen. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego, dowódcy 3. Korpusu. Brakuje refleksji odnoszącej się do całego następnego półwiecza w historii Narodu Polskiego. Bo przecież 17 września roku pamiętnego rozpoczęła się nie tylko okupacja Kresów, ale także półwieczna opresja komunistyczna w całej Polsce, aż do roku 1989, przy czym jest to tylko data umowna, ponieważ skutki tego półwiecza obecne są w polityce polskiej, zwłaszcza w mentalności wielu ludzi także dziś, i pozostaną jeszcze przez wiele następnych lat. Oszustwo i złuda Człowiek w sytuacji ekstremalnej łapie się wszelkich pozorów prawdy, "racjonalizuje" swoje zachowania niedobrowolne, wymuszone. Z pomocą przychodziła sowiecka propaganda, która w najgorszym okresie - najpierw w prymitywnych ulotkach zrzucanych nad głowami polskich żołnierzy i uciekinierów, potem w niezliczonych "manifestacjach" z udziałem spędzonych, nieszczęśliwych i zagubionych ludzi, podsuwała im miraże "szczęśliwego", "dorobkowego" życia w Sowietach, wizje braterskiego współżycia z Rosjanami, Białorusinami, Ukraińcami. Ożywiły się jaczejki komunistyczne prowadzące półjawną działalność, wrogą państwu polskiemu od zarania naszej odzyskanej w roku 1918 niepodległości. Państwo polskie wykazało wobec nich nadmierną tolerancję, jakby cud nad Wisłą z roku 1920 raz na zawsze rozwiązał problem. Bolesław Bierut, późniejszy "prezydent KRN", czyli de facto rezydent Stalina w zniewolonej od 1939 r. Polsce, był przed wojną wielokrotnie aresztowany jako członek partii bolszewickiej WKP (b) i funkcjonariusz międzynarodówki komunistycznej. Nie zdecydowano się jednak na radykalne kroki, na potraktowanie go jako zagrożenia dla polskiej państwowości. W roku 1939 wyjdzie z więzienia i rozpocznie nową służbę dla Stalina - już nie pod hasłami rewolucji bolszewickiej, ale jako budowniczy "demokracji" i członek partii "robotniczej". Kiedy w grudniu 1937 r. Sąd Okręgowy w Wilnie skazał Henryka Dembińskiego i Stefana Jędrychowskiego na 4 lata więzienia za działalność komunistyczną i wrogą interesom państwa polskiego, "postępowe" koła inteligenckie zawrzały w "słusznym" gniewie. W marcu sowieccy agitatorzy zostali uwolnieni z więzienia, a w maju 1939 r. sąd apelacyjny ich uniewinnił. Jędrychowski dostanie w czasie okupacji wyrok śmierci od AK, ale uniknie egzekucji. Po wojnie będzie czołowym aparatczykiem i "dyplomatą" Polski sowieckiej. Dziś pogrobowcy takich jak on upominają się o miano "historycznej polskiej lewicy", obrażając i prawdziwą polską lewicę, pogrzebaną w stalinowskich więzieniach, i ogół Polaków. Niezrozumienie tego, co się stało 17 września 1939 r., pozwala tolerować w Polsce roku 2008 haniebne nazwy w przestrzeni publicznej, zawierające nazwiska ludzi i nazwy instytucji będących narzędziami sowieckiego władztwa nad Polską. Bez konsekwencji prawnych i moralnych! Niemiecka okupacja Polski i Europy, aczkolwiek drastyczna w ślepym okrucieństwie, była mimo wszystko 6-letnią tylko "chwilą bez imienia" (K. K. Baczyński), która pozostawiła bolesne rany, ale nie zatruła umysłów; przeciwnie, zmobilizowała Naród i uświadomiła mu cenę wolności. Sowiecka okupacja Europy Środkowej i Wschodniej trwała przez ponad dwa pokolenia. Jej następstwa dla Polski są ciągle niezdefiniowane i nie do końca uświadomione. Tolerujemy dziś propagandową działalność postsowieckiej formacji, jej liczne media i strony internetowe, prowokacje i wybryki skierowane przeciwko najświętszym polskim wartościom, bezradności i bezwolności przypisując cnotę tolerancji. Utracone nadzieje Wydawało się, że upadek "zewnętrznego imperium" sowieckiego, czyli tzw. bloku państw socjalistycznych, a wkrótce po tym wewnętrzne przemiany polityczne w Związku Sowieckim, dziś Rosji, pozwolą nam zbudować nowe, serdeczne porozumienie z Rosją, oparte na wspólnych tragediach obu narodów, tak boleśnie doświadczonych przez złowieszczą ideologię bolszewicką. Przecież w lesie katyńskim mordowano jeszcze przed polską tragedią, w latach 30., także obywateli sowieckich. To symboliczny niemal obraz, dany nam jakby specjalnie do zbudowania tego nowego porozumienia. Niestety, Rosja, ku naszemu zdumieniu, przejęła dziedzictwo sowieckie z całym inwentarzem zbrodni, na nowo je usprawiedliwiając i na swój sposób racjonalizując. Stalin rzekomo "zmodernizował" Rosję, więc wszelkie metody, nawet najbardziej drastyczne, należy usprawiedliwić! Usłyszeliśmy też, że zbrodnia katyńska była "sprawiedliwym odwetem"! Zamiast pojednania we wspólnym cierpieniu, zobaczyliśmy nowe wcielenie starego imperializmu. Zamknięta czarna księga Faszyzm, czy to w wydaniu niemieckim, czy włoskim, został jednoznacznie i bezwzględnie potępiony w całej Europie a jakiekolwiek, najczęściej karykaturalne jego przejawy we współczesnym świecie traktowane są z całą powagą i zwalczane przy użyciu radykalnych środków. Sprzyja takiej postawie wspomnienie zagłady Żydów, wpisanej przecież do programu narodowego socjalizmu niemieckiego. Legalna działalność partii faszystowskich jest zakazana. Nie dotyczy to komunizmu. Przedstawiciele tej ideologii zasiadają w parlamencie europejskim (!), z tego też powodu wielokrotne próby jednoznacznej oceny systemu zbrodni komunistycznych spełzły w nim na niczym. Komunizm jest traktowany przez parlament jako szlachetna idea, jeszcze niezrealizowana! Polskie, czeskie czy węgierskie doświadczenia nikogo tam nie obchodzą, uznawane są za wynaturzenia komunizmu, a nie jego istotę. Kiedy w roku 1997 ukazała się w Paryżu "Czarna księga komunizmu", wkrótce przetłumaczona na język polski i wydana u nas w roku 1999, rozpętało się na Zachodzie piekło, wywołane m.in. przedmową prof. Stephane'a Courtoisa, w którym francuski historyk określa komunizm jako największe zło XX-wiecznego świata, zjawisko kluczowe. "Komunizm - pisze profesor - nie tylko istniał przed powstaniem faszyzmu i nazizmu, ale również je przetrwał, dotykając czterech wielkich kontynentów". Także rachunek ofiar nie pozostawia wątpliwości co do skali i istoty zła. Natychmiast odezwali się liczni obrońcy komunizmu na Zachodzie, potępiający "radykalizm" i "ahistoryzm" prof. Courtoisa. Także polskie wydanie opatrzono na wszelki wypadek wstępem prof. Krystyny Kersten, znanej z "lewicowych" sympatii, która polskiej inteligencji o mentalności postsowieckiej lała miód na serce takimi mętnymi wywodami: "Dokonując bilansu 'zbrodni komunistycznych' Courtois wymienia jednym tchem 'masakry zbuntowanych robotników i chłopów w latach 1918-1922' w ZSRR i klęski głodu (...). Przy takim podejściu zaciera się wyjątkowość zbrodni najpotworniejszych (...). W rejestrze zbrodni, będących dziełem rządów komunistycznych, Kambodży Czerwonych Khmerów nie wyłączając, nie znajdziemy takiej, którą można byłoby porównać z holokaustem" (!). Krystyna Kersten tego nie napisała z oczywistych względów, ale nie ma wątpliwości, że przy takiej optyce zbrodni katyńskiej też by nie zaliczyła do "zbrodni najpotworniejszych", skoro takimi nie były na przykład komunistyczne zbrodnie zaplanowanego głodu na żyznej Ukrainie, gdzie w roku 1932 matki zabijały małe dzieci, by ich ciałami nakarmić starsze, jeszcze snujące się po wsi wymiecionej z wszelkiej żywności przez specjalnie formowane bandy bolszewickich aktywistów. To rabowane na głodujących wsiach zboże nie służyło głodnym w mieście. Było sprzedawane na Zachód, by "modernizować" Sowiety! Misja Polski Rocznica 17 września 1939 r. - początku komunistycznego zniewolenia Polski i niezliczonych zbrodni popełnionych na naszych rodakach przez ten złowieszczy system, kierujący się nieludzką zasadą, że cel uświęca wszelkie środki - nie może być dla nas tylko wspomnieniem epizodu wojny obronnej Polaków w roku 1939. Wobec kwestionowania w Polsce i na świecie zbrodniczości systemu komunistycznego, ma ona dla wiernej pamięci jego wielomilionowych ofiar misję do spełnienia. Powinniśmy - powołując się na nasze niepowtarzalne, tragiczne doświadczenia - doprowadzić do tego, by komunizm i faszyzm były traktowane jako jednakowo zbrodnicze systemy, których jakakolwiek recydywa w Europie, w jakiejkolwiek formie, powinna być całkowicie wykluczona. W interesie Europy i Polski jest także to, by współczesna Rosja odrzuciła dziedzictwo komunistyczne i poszła drogą wolnych narodów. Drogą, o której marzyli jej najszlachetniejsi synowie. Profesor Kersten i cała inteligencka formacja na Zachodzie i w Polsce, uwikłana w wieloletnią kolaborację z komunistami, usprawiedliwiająca ich półwieczną dominację nad narodami Europy Środkowej i Wschodniej "pokonaniem faszyzmu", posuwająca się do kłamstw przez nazywanie dziś faszyzmu "prawicą" (!), zamknęła z trzaskiem "Czarną księgę komunizmu" i nie zamierza po nią sięgać. Naszym zadaniem jest nieustannie tę księgę na nowo otwierać. Najlepszą okazją ku temu jest rocznica 17 września 1939 r., trzeba to jednak czynić także przy każdej innej nadarzającej się okazji. Piotr Szubarczyk, IPN Oddział Gdańsk "Nasz Dziennik" 2008-09-16

Autor: wa