Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Serwisant pod prasą

Treść

54-letni pracownik Kuźni, jednej ze spółek Grupy Kapitałowej "Glinik" w Gorlicach, zginął zmiażdżony przez prasę podczas wykonywania remontu tego urządzenia. - To tragiczny w skutkach, nieprawdopodobny splot wydarzeń - mówi prezes zarządu spółki Jerzy Muzyka. Do zdarzenia doszło podczas porannej przerwy śniadaniowej. Jak się dowiedzieliśmy w Kuźni, mężczyzna - pracownik Zakładu Energomechanicznego - miał wymienić jeden z elementów prasy wykorzystywanej do produkcji stalowych odkuwek. Wszedł do tzw. piwnicy, czyli miejsca pod prasą i przystąpił do pracy. W tym czasie z przerwy śniadaniowej wróciła obsługa maszyny. Nieświadomi obecności serwisanta włączyli urządzenie, które chwilę później zmiażdżyło mężczyznę. Załoga nie może zrozumieć, dlaczego 54-latek nie zareagował na uruchomienie prasy, która pracuje bardzo głośno. Miał na to czas, bo ślimak ściskający powierzchnie służące do prasowania pracuje wolno. - Doszło do tragicznego i nieprawdopodobnego splotu wydarzeń - mówi prezes zarządu spółki Kuźnia Glinik Jerzy Muzyka. - Wszystkich pracowników obowiązują ściśle określone procedury. Dotyczą one między innymi zasady serwisowania urządzeń. Jedną z podstawowych jest prowadzenie remontów wyłącznie podczas przestoju maszyny. Jak się dowiedzieliśmy, serwisantów powinno być dwóch, przy czym jeden winien znajdować się przed prasą, by zapobiec ewentualnemu włączeniu maszyny. Do tego tragicznego w skutkach remontu wysłano dwóch elektryków, ale jeden po drodze prawdopodobnie wszedł do toalety, a kolega rozpoczął pracę bez niego. Prawdopodobnie, bo w dniu wypadku drugi z mechaników był w szoku i nie udało się go przesłuchać. Jerzy Muzyka podkreśla, że wszyscy pracownicy Kuźni są przeszkoleni, a na wydziale codziennie są obecni specjaliści od BHP. - To się po prostu nie powinno zdarzyć - dodaje Jerzy Muzyka. - Doszło do wielkiej tragedii i dziś nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się wydarzyła. Nie zawiodła technika. Ktoś popełnił błąd, może zadziałała rutyna. Skutek jest fatalny, bo zginął człowiek związany z "Glinikiem" od wielu lat. Dyrektor Zakładu Energomechanicznego Marek Czajkowski zapewnił wczoraj w rozmowie z "Dziennikiem Polskim", że rodzina zmarłego nie zostanie bez pomocy. Natychmiast po tragedii załoga przeprowadziła spontaniczną składkę, a firma zaoferowała pomoc w załatwieniu wszelkich formalności związanych z pogrzebem. 54-latka opłakuje żona i trójka dzieci. Śledztwo w sprawie tragicznego wypadku w Kuźni prowadzi policja pod nadzorem gorlickiej prokuratury. Swoje postępowanie wszczęła też Państwowa Inspekcja Pracy. Dodajmy, że do ostatniego śmiertelnego wypadku doszło w Kuźni przed siedemnastoma laty. Podczas wichury jeden z pracowników wyszedł z hali i został zmiażdżony przez stalowe wrota, które oderwały się od zawiasów. (SZEL) "Dziennik Polski" 2007-10-10

Autor: wa