Rostowski straszy kryzysem
Treść
Smoleńska tragedia nie na długo pozwoliła odłożyć spory i powstrzymać ostry język w naszej polityce. Było to o tyle oczekiwane, że tym, którzy swoją politykę opierali dotychczas na szydzeniu i straszeniu politycznym konkurentem trudno jest w dalszym ciągu bez tego typu języka utrzymywać popularność. W tej sytuacji przedłużający się okres żałoby i zadumy po narodowej tragedii sprawia, że uczestnikom sceny politycznej - na razie po jej jednej stronie - zaczynają puszczać nerwy.
Z czym będziemy mieli do czynienia, jeśli rząd i prezydent w naszym kraju będą wywodzić się z jednego środowiska politycznego czy nawet jednej partii? Przed ponad dwoma laty jedyną "słuszną" odpowiedzią na tak zadane pytanie było stwierdzenie, iż mamy w takiej sytuacji do czynienia z zagrożeniem demokracji. Dziś rząd wywodzi się już z innego środowiska, a "zagrożeniem" staje się wcale nie to, iż nowy prezydent pochodzić będzie z tej samej formacji. A wręcz przeciwnie - to, że prezydent nie będzie z partii rządzącej. Platforma Obywatelska, sondażowy lider od wielu ostatnich miesięcy, coraz silniej odczuwa na plecach oddech politycznej konkurencji. A poważnym ciosem dla PO była porażka w bitwie na podpisy. Komitet wyborczy Jarosława Kaczyńskiego mógł pochwalić się zebraniem pod jego kandydaturą na prezydenta RP ponaddwukrotnie większej liczby podpisów poparcia niż komitet marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego pod nazwiskiem swojego kandydata.
I między innymi dlatego w ostatnich dniach coraz częściej zaczynają ujawniać się przedstawiciele Platformy, którzy chcą sprowokować konkurentów do politycznej awantury. Postraszyć Polaków postanowił minister finansów Jacek Rostowski, który uczestniczył w zakończonym w nocy z niedzieli na poniedziałek pilnym posiedzeniu ministrów finansów państw Unii Europejskiej. Posiedzenie poświęcono m.in. działaniom mającym zapobiec rozprzestrzenianiu się "greckiego kryzysu". Od ministra mogliśmy się "dowiedzieć", co nas czeka, jeśli w wyborach prezydenckich nie wybierzemy kandydata Platformy Obywatelskiej. Rostowski sugerował, że podzielenie władzy stanowi dla Polski zagrożenie. - Właśnie w tych trudnych czasach musimy sobie zdać sprawę, że decyzja, którą Polacy będą podejmowali za sześć tygodni, będzie decydowała o tym, jaką władzę będziemy mieli. Czy będziemy mieli władzę spójną, która będzie mogła działać konsekwentnie, będzie polegała na współpracy nowego prezydenta z rządem, czy będziemy mieli władzę podzieloną, która stanowiłaby w tych bardzo niebezpiecznych warunkach wielkie zagrożenie dla naszego kraju - tłumaczył szef resortu finansów.
Minister Jacek Rostowski był kolejnym reprezentantem Platformy, który postanowił słownymi atakami na polityczną konkurencję wesprzeć kandydaturę marszałka Bronisława Komorowskiego, który swoimi mało przemyślanymi wypowiedziami popełnia ostatnio gafę za gafą. Wykazał się także m.in. Władysław Bartoszewski, który opowiadał o nekrofilii. W wypowiedzi dla austriackiej gazety stwierdził: "Jeśli Jarosław Kaczyński, a w ostatnich dniach już to się rozpoczęło, będzie wykorzystywał wielką stratę, jakiej doznał, jako argumentu wyborczego, wówczas będę musiał powiedzieć: jestem zarówno przeciwko pedofilii, jak i nekrofilii każdego rodzaju".
O Jarosławie Kaczyńskim, który w katastrofie stracił brata, mówił również poseł PO Kazimierz Kutz. Co prawda o nekrofilii nie powiedział, ale mówił o czarnej komedii. - Gdy patrzyłem, jak w końcu łaskawie pokazano kandydata na prezydenta w czerniach. Pani też jest w czerni. To są maniery Mao Tse-tunga. Ja myślałem, że jestem w mauzoleum Lenina. To, co robi teraz PiS, to czarna propaganda. Robi się z tego czarna komedia. W ten sposób nie da się wygrać w wyborach - mówił Kutz, dyskutując na antenie TVN 24 z posłanką PiS Elżbietą Jakubiak. Swoją zdartą płytę uruchomić postanowił ostatnio także wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski. Do powiedzenia o opozycji miał to, co zwykle, czyli nic merytorycznego.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-05-11
Autor: jc