Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ropa się rozlała

Treść

Związki Zawodowe Pracowników Rafinerii Nafty "Glimar" zamierzają złożyć do prokuratury doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa w związku z przebiegiem procesu upadłościowego tej firmy. Wskazują na szereg nieprawidłowości, które - ich zdaniem - przyczyniły się do zakończonych niepowodzeniem prób sprzedaży majątku.



Zdaniem Heleny Kuk kierującej związkami zawodowymi w "Glimarze", przynajmniej od dwóch lat przygotowywany był scenariusz, który miał skutecznie uniemożliwić zbycie spółki. Miało się to zacząć jeszcze przed oficjalnym przejęciem przez Grupę Lotos akcji rafinerii. Zarząd spółki, na czele którego stał prezes Bogdan Janicki, miał wówczas m. in. wstrzymać sprzedaż należącej do "Glimaru" gorzelni w Kobylance, mimo że był kupiec gotowy zapłacić za nią 12 mln zł. Drugim poważnym błędem było ogłoszenie upadłości rafinerii w trakcie trwającego wówczas procesu konsolidacji z Grupą Lotos. Doszło do tego w styczniu 2005 r., a Lotos przejął akcje "Glimaru" dopiero miesiąc później, tyle że wtedy miały one jedynie wartość nominalną. Prezes Janicki tłumaczył, że upadłość trzeba było ogłosić, ponieważ wysokość długu rafinerii przekroczyła znacznie wartość jej majątku.

- W ten sposób wstrzymano proces konsolidacji, który powinien pomóc przedsiębiorstwu utrzymać się na rynku - mówi Helena Kuk. - Do rafinerii wszedł syndyk, który miał oszacować wartość majątku i doprowadzić do jego sprzedaży. Tak się jednak nie stało, bo pomimo upływu dwóch lat jego działania nie przyniosły żadnych rezultatów. Naraziły jedynie upadłą spółkę na potężny odpływ pieniędzy zarobionych m. in. na wyprzedaży towarów i półproduktów, a także zbyciu niektórych nieruchomości, w tym stacji paliw.

Choć Helena Kuk nie chce zdradzić wielkości kwoty, którą przez dwa ostatnie lata trzeba było wydać na bieżące utrzymanie majątku "Glimaru", to wiadomym jest, że miesięczny koszt szacowany jest na milion złotych. Była to jedna z przyczyn braku pieniędzy na dalsze prowadzenie procedur związanych z upadłością. W tej sytuacji syndyk Bożena Polesek zapowiedziała złożenie wniosku u umorzenie procesu upadłościowego, co oznacza, że majątek zlicytują komornicy próbujący odzyskać choćby część pieniędzy należnych ponad tysiącu wierzycieli.

- Skoro w ciągu dwóch lat syndykowi nie udało się wykonać powierzonego zadania i dziś brakuje już pieniędzy na prowadzenie procesu upadłościowego, to chyba coś jest nie tak - sugeruje Helena Kuk. - Zbyt długo nie było decyzji o sprzedaży majątku jako zorganizowanej całości, znacznie przedłużyły się procedury związane z szacowaniem jego wartości i efekt jest taki, że pomimo szeregu audytów i przetargów ofertowych rafineria nie znalazła nabywcy. Ktoś musi ponieść konsekwencje tak niefortunnego zakończenia historii rafinerii o ponad 120-letniej historii.

Syndyk Bożena Polesek słysząc zapowiedzi skierowania sprawy do prokuratury stwierdza krótko:

- To prawo załogi. Teraz nastała wręcz moda na takie doniesienia, więc wcale mnie to nie dziwi.

Syndyk tłumaczy, że na wydłużenie procesu szacowania wartości majątku wpłynęły m. in. problemy z przejęciem instalacji Hydrokompleksu budowanego przez firmę Lurgi. Ogłoszenie upadłości wstrzymało tę inwestycję i skomplikowało dalsze działania pod względem prawnym. Tymczasem to właśnie nowoczesny Hydrokompleks miał być magnesem przyciągającym potencjalnych kupców do "Glimaru".

O dalszych losach rafinerii przesądzi decyzja Rady Wierzycieli, która ma obradować 11 maja. Wtedy określona zostanie strategia działania na kolejne miesiące. Najbardziej prawdopodobna wydaje się być decyzja o umorzeniu postępowania upadłościowego, chociaż Bożena Polesek nie wyklucza też bardziej optymistycznego scenariusza.

- "Glimarem" nadal interesują się firmy z branży paliwowej - wyznaje Bożena Polesek. - Kilka z nich jest zainteresowanych kupnem, ale jak dotąd żadna nie złożyła oferty rozumianej jako deklaracja w rodzaju - chcę kupić rafinerię za konkretną kwotę.

(SZEL), "Dziennik Polski" 2007-04-27


Autor: ea