Przypudrowana inflacja
Treść
Profesor Andrzej Kaźmierczak uważa, że rzeczywisty wzrost cen jest wyższy, niż mówią oficjalne dane Według GUS, wzrost cen towarów i usług wyniósł w styczniu tylko 1,7 procent. - Inflacja w Polsce jest wyższa, niż podają to GUS i NBP - uważa jednak prof. Andrzej Kaźmierczak z SGH. Jego zdaniem, "zaniżanie oficjalnego wskaźnika inflacji jest sposobem na obniżanie wydatków budżetowych oraz zwiększanie dochodów i zmniejszanie deficytu budżetowego w sposób niewidoczny dla obywateli". Ministerstwo Finansów zapewnia, iż dane o inflacji są prawdziwe, a metoda jej liczenia jest w Polsce taka sama jak w innych krajach unijnych. Profesor Andrzej Kaźmierczak argumentuje, że nie jest możliwe, aby inflacja wynosiła od wielu miesięcy około 1,5 proc. w sytuacji, gdy rosną ceny żywności, gazu, prądu, akcyza na paliwo o 4-5 proc., a niekiedy nawet do 10 procent. - To są artykuły podstawowe w koszyku spożycia przeciętnego obywatela - twierdzi profesor. Według niego, jedną z przyczyn, dla której "upiększamy" wskaźnik inflacji, jest spełnienie kryterium traktatu z Maastricht. - Chodzi o to, abyśmy spełniali cel inflacyjny taki, jaki mają kraje UE o najniższej inflacji. Ten traktat mówi, że warunkiem wstąpienia do strefy euro jest, aby wskaźnik inflacji nie był wyższy niż 1,5 proc. od wskaźnika inflacji w trzech krajach Eurolandu o najniższej inflacji. My staramy się ten warunek spełnić - wyjaśnia prof. Kaźmierczak. Mniejsze wydatki, większe wpływy Przyczyny zaniżania wskaźnika inflacji mogą być także inne. Taki zabieg obniża wydatki budżetowe i pozwala zmniejszyć deficyt budżetowy. - Jeżeli zaniża się wskaźnik inflacji, a według niego przelicza się renty i emerytury, to automatycznie zaniża się wielkość wypłacanych świadczeń, czyli renty i emerytury nie rosną równomiernie w ślad za rzeczywistym spadkiem siły nabywczej pieniądza. Inflacja jest sposobem na obniżanie realnych rent i emerytur w sposób mało zauważalny, ale skuteczny - tłumaczy Andrzej Kaźmierczak. Ponadto jeżeli zaniża się inflację, to zaniżony jest także wskaźnik waloryzacji i zaniżona jest realna podwyżka rent i emerytur. Daje to - w przekonaniu prof. Kaźmierczaka - realne oszczędności budżetowe. Jak podkreśla, zaniżanie wysokości inflacji to metoda na obniżanie wydatków państwa w ogóle, bo to nie dotyczy tylko rent i emerytur, ale wszystkich wydatków państwa. - W szpitalach nie ma pieniędzy na remonty i podstawowe wydatki, dlatego że wskaźnik rewaloryzacji wydatków jest zaniżany w stosunku do rzeczywistej inflacji. Waloryzacja jest dokonywana w stosunku do oficjalnej inflacji, która jest mniejsza. W istocie te wydatki spadają i w rezultacie spadają płace w sferze budżetowej, spadają nakłady na naukę, na szkolnictwo wyższe - mówi prof. Kaźmierczak. Zaniżanie inflacji ma także wpływ na dochody państwa, powodując ich zwiększanie. Jeżeli inflacja rzeczywista jest wyższa od oficjalnej, to istnieje presja na podwyżki płac o rzeczywisty wzrost cen. Wówczas dochody nominalne ludności rosną w większym stopniu od faktycznej inflacji. Jednocześnie nie zmienia się progów podatkowych bądź podwyżki progów są bardzo niskie, ponieważ ich zmiany idą w ślad za oficjalną niższą inflacją. - W tej sytuacji coraz więcej podmiotów przeskakuje do wyższego przedziału opodatkowania, płacąc wyższe podatki, wobec tego zwiększają się dochody budżetu państwa - wyjaśnia Kaźmierczak. Dodaje, że jest "jakimś kuriozum w Polsce, że dochody podatkowe budżetu państwa od ludności są wyższe aniżeli dochody podatkowe od przedsiębiorstw. To jest ewenement w skali światowej". GUS się nie myli? Maks Kraczkowski (PiS), przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki, podkreśla, że cel inflacyjny jest oceniany z punktu widzenia wielu ekspertów i oni tak naprawdę są również audytorami tego wskaźnika ekonomicznego. - Dlatego według mnie zaprzeczenie temu, że jest właśnie taka sytuacja inflacyjna [1,5 proc.], jest dość zaskakujące - mówi. Jak powiedziano nam w biurze prasowym NBP, dane dotyczące poziomu inflacji bank centralny otrzymuje z GUS. NBP ich nie komentuje. Jednak dane o inflacji są jednym z podstawowych czynników, które Rada Polityki Pieniężnej bierze pod uwagę przy podejmowaniu decyzji o wysokości stóp procentowych. Według GUS, nie ma żadnego powodu, aby kwestionować wielkość podanego wskaźnika wzrostu cen. - Wyniki, które podajemy, są poprawne. One weryfikują wszystkie mechanizmy gospodarcze i społeczne. To się zgadza z bilansem płatniczym, ze strukturą cen producentów, z cenami targowiskowymi, z analizami gospodarczymi mikro i makro. My bronimy danych, które podajemy, bo one są prawidłowe - stwierdza Władysław Łagodziński, rzecznik prasowy prezesa GUS. Urszulka Wójcicka z departamentu polityki finansowej, analiz i statystyki MF wyjaśniła, że wskaźniki cen konsumpcyjnych obliczane są przez GUS przy zastosowaniu powszechnie uznawanej i rekomendowanej przez Unię Europejską metodologii badań. W badaniu uwzględniony jest bardzo szeroki zakres reprezentantów (ok. 1800) wchodzących w skład koszyka spożycia gospodarstw domowych. Ceny są badane na terenie całego kraju, zarówno w dużych, jak i małych miastach, a także z uwzględnieniem różnych form sprzedaży (sklepy, targowiska, wyprzedaże). W 2006 r. wskaźnik wzrostu cen konsumpcyjnych wyniósł średnio 1,0 proc., w tym były grupy, których ceny uległy wyraźnemu wzrostowi, np. gaz (19,8 proc.), warzywa (14,3 proc.), energia elektryczna (4,2 proc.), wyroby tytoniowe (4,1 proc.), jak i grupy, których ceny spadły, np. mięso (3,9 proc.), odzież i obuwie (7,0 proc.), sprzęt gospodarstwa domowego (1,9 proc.), środki transportu (3,6 proc.), sprzęt audiowizualny, fotograficzny i informatyczny (9,0 proc.). Jeśli chodzi o podwyżki cen energii elektrycznej i gazu wprowadzone w styczniu 2007 r., należy zauważyć, iż (...) skala wprowadzonych zmian (zwłaszcza w przypadku energii) nie jest duża. Natomiast w przypadku podwyżek cen paliw trzeba wspomnieć, że wprowadzona w styczniu br. podwyżka stawki akcyzy na paliwo jest tylko jednym z elementów kształtujących ostateczną cenę paliw. (...) Urszula Wójcicka tłumaczy, że indywidualne odczucia poszczególnych osób mogą różnić się od oficjalnych danych GUS ze względu na fakt, iż poszczególne gospodarstwa domowe (osoby) uwzględniają w swych obserwacjach jedynie niewielki wycinek rynku (m.in. ograniczony rejon obserwacji, brak porównywalności danych i systematycznego notowania cen). Zazwyczaj indywidualne opinie zawyżają ocenę inflacji, ponieważ bardziej zauważa się podwyżki cen niż ich spadki. Co więcej, zaznacza Wójcicka, wśród ekonomistów zajmujących się pomiarem zjawisk inflacyjnych powszechna jest obawa o przeciwnym charakterze, a mianowicie wskazująca na fakt, iż obliczane wskaźniki cen konsumpcyjnych mogą być zawyżone ze względu na trudności z uwzględnieniem ciągłego postępu technologicznego oraz unowocześniania i podnoszenia jakości poszczególnych towarów (np. produkty elektroniczne wprowadzane na rynek mają wyższą cenę od swych poprzedników, ale także znacznie wyższą jakość i użyteczność - np. nowe funkcjonalności). Paweł Tunia, "Nasz Dziennik" 2007-02-16
Autor: ea