Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polscy prokuratorzy patrzą na Smoleńsk

Treść

W celu wyjaśnienia przyczyn katastrofy samolotu Tu-154M nr boczny 101 wszczęto na terenie Rzeczypospolitej Polskiej oraz Federacji Rosyjskiej szereg postępowań o charakterze administracyjnym i karnym, których celem było wyjaśnienie przyczyn tragicznego zdarzenia. Powyższe postępowania regulowały przepisy prawa międzynarodowego, administracyjnego oraz karnego. W związku z tym postępowaniem pojawiały się również zastrzeżenia co do nienależytego zabezpieczenia interesów strony polskiej.
Postępowania, o których mowa, prowadziły lub prowadzą: Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK), Komitet Śledczy przy Prokuraturze Generalnej Federacji Rosyjskiej, Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego oraz Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Z powyższych instytucji dwie pierwsze nie podlegają polskiej jurysdykcji.
W tym kontekście szczególną uwagę należy poświęcić ustaleniom strony rosyjskiej, a w szczególności raportowi MAK opublikowanemu 12 stycznia 2011 r., który w zgodnej ocenie osób zajmujących się, w Polsce, badaniem przyczyn katastrofy nie spełniał standardów wymaganych przez prawo. Instytucja ta procedowała w niniejszej sprawie w oparciu o załącznik 13 do konwencji chicagowskiej, w następstwie ustnego porozumienia pomiędzy przedstawicielami obu państw. Otwarte pozostaje pytanie, czy strona polska zawierała umowę zgodnie z trybem przewidzianym w ustawie z dnia 14 kwietnia 2000 r. o umowach międzynarodowych. Pomimo pytań kierowanych do rządu nie uzyskano w tym zakresie jednoznacznego stanowiska. Fakt procedowania według powyższego załącznika w sposób jednoznaczny przecina spekulacje dotyczące statusu lotu rządowego samolotu. Konwencja chicagowska z 1944 r. ma zastosowanie w przypadku lotów cywilnych, skoro - jak dzisiaj wiemy - strony uzgodniły odpowiednie stosowanie załącznika 13 do konwencji chicagowskiej, to od samego początku musiały mieć świadomość, że lot nie miał statusu cywilnego. Samolot Tu-154M był maszyną wojskową, dowodzoną przez żołnierzy Sił Powietrznych RP, startującą z wojskowego lotniska Okęcie, z głową państwa, a zarazem zwierzchnikiem sił zbrojnych RP na pokładzie, zatem ustalenie właściwości konwencji chicagowskiej nie było możliwe. Skoro strony nie widziały podstaw do zastosowania porozumienia polsko-rosyjskiego z 1993 r., to polski rząd winien dążyć do zawarcia ustnego porozumienia zmierzającego do powołania wspólnej komisji, w skład której wchodziliby przedstawiciele obydwu państw, a także ze względu na wagę sprawy i konieczność zachowania bezstronności również osoby delegowane przez UE lub NATO. Skoro dopuszczalne było w drodze ustnego porozumienia przekazanie sprawy MAK i procedowanie według załącznika 13 do konwencji, to równie dobrze, w drodze ustnego porozumienia, można było powołać takową komisję. Przekazanie MAK uprawnień w zakresie technicznego wyjaśnienia przyczyn katastrofy skutkowało opublikowaniem raportu z naruszeniem wspólnie ustalonych przepisów prawa. W toku prac komisji MAK stronie polskiej nie udostępniono szeregu dokumentów, a zgłoszone przez nią uwagi zostały w większości jedynie załączone do raportu.
Teza: wina pilotów
Sama ocena przyczyn katastrofy dokonana przez MAK również nie należała do rzetelnych. Strona rosyjska starała się za wszelką cenę udowodnić przyjętą już 10 kwietnia tezę o wyłącznej winie strony polskiej. W ramach tego scenariusza próbowano m.in. obciążyć winą polskich pilotów oraz śp. gen. Andrzeja Błasika. Dowodzono m.in., że generał przebywał w kokpicie samolotu. Całkowicie pominięto fakt, iż w ponad 30-minutowym nagraniu rozmów z kokpitu (z tzw. czarnej skrzynki) nie wynika, aby generał znajdował się w kokpicie, nie ma również kompleksowej ekspertyzy traseologicznej, która pozwoliłaby odtworzyć przebieg ostatnich chwil lotu, zderzenie z ziemią samolotu i sposób przemieszczania się ciała generała. Podając informację, iż we krwi generała znajdowała się niewielka ilość alkoholu etylowego, pominięto całkowicie fakt, iż alkohol we krwi pasażera lotu, który przecież nie dowodzi statkiem powietrznym, nie ma żadnego znaczenia dla przebiegu lotu. Pominięto również całkowicie okoliczność, że alkohol mógł wytworzyć się w organizmie już po śmierci osoby, jak również, iż próbki z krwią zmarłego były nienależycie zabezpieczone. Bezsprzecznie informacje dotyczące gen. Andrzeja Błasika, niezwiązane przecież z przebiegiem katastrofy, miały wzbudzić posmak sensacji. W raporcie MAK całkowicie pominięto takie okoliczności, jak nerwowa atmosfera panująca na wieży kontroli lotów w Smoleńsku i ewentualne naciski, aby kontrolerzy nie zamykali lotniska. Nie pochylono się również nad stanem zdrowia i trzeźwością kontrolerów lotu, stanem lotniska, na którym w żadnym wypadku nie powinny lądować samoloty tego rodzaju co Tu-154M. Tak więc oddanie stronie rosyjskiej prawa do wyjaśnienia technicznych przyczyn katastrofy należy uznać za błąd.
Chroniczny brak dowodów
Trudno również oczekiwać, aby ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego pozwoliły na pełne wyjaśnienie przyczyn katastrofy. Strona polska nie dysponuje szeregiem dokumentów istotnych dla ustalenia przebiegu katastrofy, nie może badać wraku samolotu, nie mówiąc już o możliwości swobodnego przesłuchania istotnych świadków zdarzenia. Raport sporządzony przez polską komisję będzie zatem obarczony istotnymi brakami i trudno będzie uznać go za miarodajny.
W świetle doświadczeń ze współpracy z MAK rodzą się poważne wątpliwości co do szans na rzetelne wyjaśnienie przyczyn katastrofy przez Komitet Śledczy przy Prokuraturze Generalnej Federacji Rosyjskiej. Doświadczenie wynikające z wcześniej prowadzonych postępowań w sprawach katastrof samolotowych pozwala przypuszczać, że prokuratura rosyjska i tym razem w przeważającej części przyjmuje stanowisko wcześniej zaprezentowane przez MAK. Zachodzi obawa, że również w toku tego postępowania będzie forsowana teza o wyłącznej winie polskich pilotów.
W obecnej sytuacji pożądane byłoby zatem powołanie międzynarodowej komisji, w której strony polska i rosyjska byłyby w mniejszości, a która pozwoliłaby na rzetelne wyjaśnienie przyczyn katastrofy.
W tych okolicznościach jedyną instytucją, która mogłaby zapewnić przynajmniej szansę na wyjaśnienie sprawy, jest polska prokuratura. Jakkolwiek w toku dotychczasowego postępowania wielokrotnie działania prokuratorów były oceniane sceptycznie, to jest to jedyny organ, który może gwarantować minimum rzetelności i obiektywizmu, a co najważniejsze - pozostaje dzięki możliwości angażowania się rodzin i ich pełnomocników w postępowanie przygotowawcze pod swoistym "nadzorem" tego niezależnego czynnika. Nie może budzić bowiem jakiejkolwiek wątpliwości, że jedynym celem przyświecającym rodzinom ofiar katastrofy jest dotarcie do prawdy o jej przyczynach. Te działania mogą zatem doprowadzić, jeśli nie do wyjaśnienia na obecnym etapie wszystkich jej przyczyn, to przynajmniej zebrania i zabezpieczenia materiału dowodowego, który będzie można wykorzystać w przyszłości. Z tego względu szczególną uwagę należy poświęcić dotychczasowym pracom polskich śledczych, jak również ocenić perspektywy działań możliwych do podjęcia w dalszym toku postępowania.
Już 10 kwietnia 2010 r. padały postulaty "przejęcia" śledztwa przez stronę polską. Należy stwierdzić, iż takiej możliwości prawnej nie było. Każda ze stron była uprawniona do prowadzenia własnego postępowania. W przypadku Rosjan powyższe wynikało z faktu, iż zdarzenie miało miejsce na terytorium tego państwa. Polski kodeks karny przewidywał również możliwość wszczęcia śledztwa, gdyż w katastrofie zginęli polscy obywatele. Czym innym jest natomiast niekorzystna okoliczność, iż w chwili obecnej to strona rosyjska ma wyłączny dostęp do wielu istotnych dla sprawy dowodów. Trudno również wyobrazić sobie sytuację, aby polscy prokuratorzy bez żadnych ograniczeń mogli wzywać i przesłuchiwać świadków, którzy w większości są obywatelami rosyjskimi. Polska nie posiada zwierzchności jurysdykcyjnej na terytorium Federacji Rosyjskiej, nie może zatem samodzielnie wzywać świadków lub stosować środków przymusu w przypadku ich niestawiennictwa. Niemożliwe byłoby również dokonywanie czynności przeszukania w instytucjach rosyjskich i zatrzymywania ujawnionych dowodów. Jednakże od samego początku strona polska powinna zadbać o szerszy udział polskich specjalistów i śledczych w zabezpieczeniu miejsca katastrofy. Możliwe było również żądanie wydania stronie polskiej wielu kluczowych dowodów, jak choćby wraku samolotu czy czarnych skrzynek. Uzasadnieniem tego twierdzenia może być fakt, iż Rosjanie bezpośrednio po katastrofie zgodzili się na wydanie szeregu przedmiotów, np. telefonów komórkowych, które ze względu na zawartość ich pamięci mogły stanowić dowód w sprawie. Analizując decyzje podjęte przez obydwa państwa po 10 kwietnia, można postawić tezę, iż w chwili obecnej to śledztwo rosyjskie ma charakter wiodący i w pewnym stopniu determinuje postępowanie strony polskiej.
Optymalna ścieżka działań
Licząc się z taką możliwością obrotu sprawy, strona polska winna już 10 kwietnia rozważyć powołanie wspólnego zespołu śledczego. Taką możliwość daje kodeks postępowania karnego. Zespoły takie mogą być tworzone chociażby w ramach współpracy państw członków Unii Europejskiej. Jakkolwiek nie istniała w dniu katastrofy pisemna umowa z Federacją Rosyjską pozwalająca na powołanie takiego zespołu, to istniała możliwość podjęcia działań zmierzających do jej zawarcia. Na miejscu katastrofy premier Władimir Putin deklarował taką wolę. Ponadto w związku z wyjaśnieniem "technicznych" przyczyn katastrofy obie strony ustnie zaakceptowały procedowanie według załącznika 13 do konwencji chicagowskiej. Skoro zatem strony zgodziły się w drodze umowy zawartej ad hoc na powierzenie sprawy MAK, to mogły również w drodze takiego samego porozumienia powierzyć sprawę wspólnemu zespołowi śledczemu.
Ponieważ strony nie porozumiały się w przedmiocie powołania wspólnego zespołu śledczego, jedyną możliwość aktywności strony polskiej w śledztwie na terytorium Rosji był udział w czynnościach procesowych w ramach śledztwa prowadzonego przez prokuraturę rosyjską. Taką możliwość przewiduje Europejska konwencja o pomocy w sprawach karnych z dnia 20 kwietnia 1959 roku. Wbrew pozorom takie rozwiązanie może dawać istotne narzędzia ułatwiające prowadzenie polskiego śledztwa, oczywiście pod warunkiem, że strona polska w pełni wykorzystywałaby zapis konwencji. Możliwość udziału w czynnościach śledztwa rosyjskiego pozwalała na zapoznanie się z materiałem dowodowym zgromadzonym przez stronę rosyjską, a także wyrobienie sobie poglądu o sposobie prowadzenia tamtejszego śledztwa. Udział polskich prokuratorów mógł pośrednio gwarantować przeprowadzenie poszczególnych czynności procesowych zgodnie z zasadami sztuki i wymogami prawa.
Za przykład może posłużyć chociażby uczestnictwo w przesłuchaniu świadków. Dla osób zawodowo przeprowadzających takie czynności jest rzeczą oczywistą, iż bezpośrednie uczestniczenie pozwala na wyrobienie sobie pełnego poglądu o zeznaniach danego świadka. Zgodnie ze stosowaną powszechnie taktyką przesłuchań zaczyna się je od swobodnej wypowiedzi świadka odnośnie do wszystkich okoliczności zdarzenia, które są mu wiadome i jego zdaniem istotne. Wielokrotnie tej części wypowiedzi nie protokołuje się lub protokół jest lakoniczny. Ponieważ ma ona charakter spontaniczny, pozwala ocenić wiarygodność świadka, czy ukrywa jakieś informacje, czy być może został wcześniej przygotowany do przesłuchania. Także możliwość zadawania choćby za pośrednictwem rosyjskiego prokuratora konkretnych pytań pozwoliłaby na wyrobienie sobie poglądu o świadku i uzyskanie wielu istotnych informacji. Wartość takiego przesłuchania jest znacznie większa aniżeli protokołów zeznań dostarczonych do prokuratury, gdy śledczy ma dostęp jedynie do suchego zapisu, nie wie, w jakich okolicznościach odbyło się przesłuchanie.
Warto w tym miejscu wrócić do przesłuchania kontrolerów lotu smoleńskiego lotniska. Szczególną wagę dla strony polskiej miały zeznania, które złożyli oni kilka godzin po katastrofie, gdy z jednej strony byli nią przejęci, ale również jest bardziej prawdopodobne, że wypowiadali się szczerze i spontanicznie, nie mieli czasu na ustalenie zeznań. Natomiast zeznania złożone w kilka miesięcy później, jak donoszą media, różniły się w sposób znaczący. Trudno nie odnieść wrażenia, że mogły zostać przygotowane i przemyślane. Gdyby polscy prokuratorzy uczestniczyli w tych przesłuchaniach, oceniliby wiarygodność czynności. W tym kontekście pozytywnie należy odnieść się do działania polskich śledczych, którzy zażądali udziału w kolejnych przesłuchaniach rosyjskich kontrolerów.
Stanowisko Wojskowej Prokuratury Okręgowej w przedmiocie uczestniczenia w czynnościach śledztwa rosyjskiego jest dość jednoznaczne. Prokuratura informuje, że w dniach od 10 do 16 kwietnia 2010 r. na terenie Federacji Rosyjskiej przebywało siedmiu polskich prokuratorów, jak również funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i żołnierze Żandarmerii Wojskowej. Polscy przedstawiciele mieli brać udział w kilkudziesięciu najważniejszych czynnościach śledztwa rosyjskiego, w tym: oględzinach miejsca katastrofy, przesłuchaniu kilku kluczowych świadków zdarzenia, sekcji zwłok śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zgrania i odsłuchania rejestratorów pokładowych, a także opieczętowania oryginałów taśm w sejfie. Jakkolwiek dobrze się stało, że prokuratorzy uczestniczyli w tych czynnościach, należy zauważyć, iż niewielka liczba polskich przedstawicieli uniemożliwiła udział w szeregu innych równie istotnych czynności procesowych. Trudno bowiem wyobrazić sobie, aby kilku przedstawicieli państwa polskiego skutecznie mogło "nadzorować" teren oględzin miejsca katastrofy, przeprowadzenie sekcji zwłok wszystkich ofiar, przesłuchanie nie kilku, a kilkudziesięciu kluczowych świadków, nie mówiąc już o innych działaniach. Śledztwo dotyczące przyczyn katastrofy smoleńskiej jest bezsprzecznie najważniejsze w historii Polski, a obowiązkiem państwa polskiego było zabezpieczenie takiej liczby osób, która umożliwiłaby uczestniczenie w niemal każdej czynności śledztwa rosyjskiego. Powyższy błąd należy ocenić jako poważny. To właśnie ze względu na fakt nieuczestniczenia w szeregu czynnościach pojawiają się wątpliwości co do prowadzonego przez stronę rosyjską śledztwa. Udział polskiego przedstawiciela w każdej z tych czynności śledczych chociażby częściowo pozwalał zagwarantować, że będą one przeprowadzone w sposób rzetelny. Dla prawidłowego zabezpieczenia toku śledztwa, również w Polsce, wielce uzasadnione byłoby, aby przez cały czas na terenie Federacji Rosyjskiej przebywał zespół prokuratorów, który na bieżąco zapoznawałby się z przebiegiem śledztwa rosyjskiego i bezpośrednio informował śledczych prowadzących postępowanie w Polsce o jego przebiegu, pozyskiwanych dowodach etc. Obecność polskich prokuratorów w Rosji pozwoliłaby również usprawnić obieg informacji. Dziś polscy śledczy wielokrotnie po kilka miesięcy czekają na realizację wniosków o pomoc prawną, nie mają również bieżącej wiedzy o dostępnych dowodach. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż m.in. właśnie ten fakt powodował szereg wątpliwości rodzin ofiar np. odnośnie do identyfikacji zwłok zmarłych. Przez wiele miesięcy nie mieli oni informacji, czy i w jakim zakresie sporządzono opinie sekcyjne, czy wykonano dokumentację fotograficzną. Wiadomo, że przez pierwszych kilka tygodni po katastrofie w Moskwie przebywał co najmniej jeden polski prokurator, który zapoznawał się z aktami śledztwa i przynajmniej teoretycznie uczestniczył w jego czynnościach. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego później opuścił on Moskwę. Polscy śledczy wrócili do Moskwy na początku lutego, kiedy dwóch prokuratorów referentów niniejszej sprawy: ppłk Karol Kopczyk i mjr Jarosław Sej, brało udział w ponownym przesłuchaniu kluczowych świadków. Do chwili obecnej ani opinia publiczna, ani rodziny i ich pełnomocnicy nie dysponują pełnymi informacjami, które ukazywałyby dorobek polskich śledczych przebywających w Rosji, w jakich czynnościach uczestniczyli, jakie dokumenty śledztwa rosyjskiego im udostępniono.
Zasadność wyboru prokuratury wojskowej
Rozważania na temat szczegółowej analizy śledztwa prowadzonego przez stronę polską warto zacząć od oceny zasadności wyboru prokuratury wojskowej jako właściwej do prowadzenia niniejszego śledztwa. Dokonując analizy przepisów kodeksu postępowania karnego, należy uznać, że decyzja o powierzeniu sprawy Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie znajduje oparcie w przepisach.
Po pierwsze, samolot Tu-154M był w dyspozycji 36. Pułku Specjalnego Lotnictwa Transportowego wchodzącego w skład Sił Powietrznych RP (Jednostka Wojskowa 2139), miał zatem status maszyny wojskowej.
Po drugie i najważniejsze, załogę statku powietrznego stanowili żołnierze. W myśl art. 647 par. 1 pkt 1 kpk orzecznictwu sądów wojskowych podlegają sprawy żołnierzy w czynnej służbie wojskowej, a przepis ten odpowiednio stosuje się przy ustalaniu właściwości prokuratury. Te dwa argumenty korespondują w pełni z kwalifikacją prawną przyjętego czynu. Przy ocenie zasadności prowadzenia sprawy przez prokuraturę wojskową warto mieć na względzie pewne praktyczne zagadnienia. Prokuratura wojskowa dysponowała sporym doświadczeniem w badaniu wypadków lotniczych, jak choćby wojskowej CASY z 2008 r. czy też wcześniejszej katastrofy śmigłowca Mi-8 z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie. Dysponuje także odpowiednim bagażem doświadczeń związanych ze służbą wojskową i obowiązującą pragmatyką, w tym regulaminami i zasadami organizacji służby wojskowej. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, iż pozostawienie powyższej sprawy w gestii jedynie prokuratury wojskowej i stosunkowo szczupły skład prokuratorów prowadzących śledztwo to błąd. Co prawda prokuratura podaje, że w śledztwo zaangażowanych było nawet kilkudziesięciu prokuratorów, ale w wielu przypadkach wykonywali oni jedynie drobne czynności na potrzeby tego śledztwa i nie są nawet zaznajamiani z jego stanem. Prokuratura wojskowa nie dysponuje dużym zapleczem i bagażem doświadczeń jak prokuratura powszechna. Na co dzień sprawy prowadzone przez wojskowy wymiar sprawiedliwości nie są aż tak skomplikowane, jak te prowadzone przez jednostki powszechne prokuratury. Dla tzw. cywilnych prokuratorów, szczególnie z wyższych jednostek organizacyjnych, sprawy złożone, wielowątkowe, z dużą liczbą pokrzywdzonych, w których odpowiedzialność karna może być przypisana osobom sprawującym najwyższe funkcje w państwie, budzące zainteresowanie opinii publicznej i będące przedmiotem sporów politycznych, nie należą do nadzwyczajnych. Również zaplecze logistyczne, liczba dostępnych pracowników czy pomieszczeń w przypadku prokuratury wojskowej jest znacznie słabsze.
Warto również pamiętać, że z dniem 31 marca 2010 r. weszła w życie nowela ustawy o prokuraturze, która w sposób zasadniczy zmieniła usytuowanie prokuratury w ramach organów państwa. Rozdzielono funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Wyłączenie prokuratury z ram organizacyjnych ministerstwa miało gwarantować jej niezależność od polityków. Podkreślano wielokrotnie, że właśnie dla potrzeb śledztwa smoleńskiego ta apolityczność będzie miała szczególną wagę i pozwoli na bezstronne wyjaśnienie okoliczności sprawy. Jednakże wybór prokuratury wojskowej w pewnej części przeczy temu stanowisku. Wojskowe jednostki organizacyjne prokuratur wchodzą w skład Sił Zbrojnych RP, a w zakresie służby wojskowej prokuratorzy są pośrednio podlegli ministrowi obrony narodowej, tym samym trudno mówić o ich pełnej niezależności.
Konstatując powyższe rozważania, trzeba uznać, że jakkolwiek formalnoprawne powierzenie sprawy prokuraturze wojskowej znajduje uzasadnienie w przepisach prawa, to prokuratorzy tejże jednostki winni zostać wsparci przez najlepszych fachowców pracujących w jednostkach cywilnych. Tak powinien powstać duży zespół prokuratorów odpowiadający wadze prowadzonego śledztwa.
Podstawa prawna śledztwa
Kolejnym zagadnieniem wartym wyjaśnienia jest ocena przyjętej przez prokuraturę podstawy prawnej śledztwa, tj. przepisu prawa karnego, z którego "wstępnie" zakwalifikowano katastrofę. Prokuratura przyjęła za podstawę prawną śledztwa art. 173 par. 2 kodeksu karnego, czyli tzw. nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu powietrznym, skutkiem czego śmierć poniosły wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie samolotu. Przyjęcie takiej podstawy prawnej nie skutkuje tym, iż śledztwo jest prowadzone jednokierunkowo, tzn. badana jest jedynie wersja nieumyślnego spowodowania zdarzenia przez załogę samolotu lub osoby z naziemnego personelu lotniska. W każdym przypadku prokurator bada wszelkie możliwe warianty zdarzenia, tzw. wersje śledcze. W oparciu o te wersje jest przygotowywany plan śledztwa, czyli ustalenie, jakie czynności winny być wykonane w śledztwie. Dopiero w toku gromadzenia materiału dowodowego dokonuje się selekcji wersji. Z informacji podanych przez prokuraturę wynika, iż w chwili obecnej przyjmowane są cztery główne wersje: wskazane wyżej nieumyślne spowodowanie katastrofy, błąd pracowników obsługi naziemnej, awaria statku powietrznego oraz zamach, czyli tzw. umyślne działanie osób trzecich. Każda z tych wersji jest badana przez prokuraturę. Co prawda na konferencji prasowej 1 kwietnia 2011 r. prokurator generalny stwierdził, że wykluczono wątek zamachu, ale równie szybko wyjaśniono, że prokuratura nie dysponuje większością materiału dowodowego, który winien być pozyskany od Rosjan, tym bardziej również w toku dalszego postępowania wątek ten powinien być badany. Tym samym jeśli w toku śledztwa okazałoby się, że przyjęta na wstępie kwalifikacja prawna z art. 173 par. 2 kodeksu karnego jest niewłaściwa, to ulegnie ona niejako "automatycznie" zmianie. Przykładowo: jeśli potwierdziłaby się wersja, z której wynikałoby, że celem działania osób trzecich był zamach na życie prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, to prokuratorzy w toku swoich prac zmienią kwalifikację prawną na art. 134 kodeksu karnego. W przypadku gdyby katastrofa okazała się skutkiem zaniedbań osób trzecich, to czyn taki musiałby znaleźć odpowiednią kwalifikację prawną, najprawdopodobniej z art. 231 kodeksu karnego, czyli niedopełnienia obowiązków służbowych. W tym miejscu warto wskazać, iż strona rosyjska już na samym początku prowadzonego przez nią śledztwa wykluczyła przyjmowaną przez polskich prokuratorów wersję zamachu. Takie postępowanie było świadomym złamaniem reguł, według których modelowo powinno być prowadzone śledztwo, i świadczy o nierzetelności prokuratorów rosyjskich.
Z kwestią kwalifikacji prawnej i wersji śledczych ściśle wiąże się zakres sprawy badanej przez prokuraturę w ramach śledztwa 54/10. Na chwilę obecną zajmuje się ona katastrofą smoleńską w sposób rozumiany bardzo szeroko. Badane są więc zarówno okoliczności związane z prawidłowym funkcjonowaniem organów administracji państwowej w zakresie szkolenia i przygotowania pilotów, stan sprzętu, z którego korzystano, zastosowanie procedur, przygotowanie wizyty w dniu 10 kwietnia, jak też przebieg samego tragicznego lotu i bezpośrednie przyczyny katastrofy. Jak oświadczono na konferencji prasowej 1 kwietnia 2011 r., do odrębnego postępowania wyłączony zostaje wątek przygotowania wizyty oraz lądowania Jaka-40 w Smoleńsku. Trzeba jednak uważać, aby w powyższej sprawie nie doszło do wydzielenia nadmiernej liczby wątków pobocznych, co będzie skutkować znacznym okrojeniem śledztwa, a następnie tym, że krok po kroku każdy z wątków będzie umarzany. W związku z wyłączeniem materiałów śledztwa do odrębnego postępowania pojawia się również niezmiernie istotny aspekt nadania rodzinom ofiar statusu pokrzywdzonych również w tym śledztwie. Ponieważ dotyczy ono osób pełniących najwyższe funkcje państwowe, zachodzi obawa, że wątek ten może zostać nie w pełni wyjaśniony. Tylko udział osób bezpośrednio pokrzywdzonych zaniedbaniami urzędników pozwoli w przyszłości wykluczyć wątpliwości co do działań prokuratury.
Największa niewiadoma
Przechodząc w tym miejscu do najbardziej interesującego wątku postępowania prokuratorskiego, czyli samego przebiegu lotu i katastrofy, należy zaznaczyć, iż jest on najsłabiej zbadany przez polską prokuraturę. Nie ma ona dostępu do szeregu istotnych dowodów, które pozwoliłyby na ustalenie okoliczności zdarzenia. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że wątek ten nie wyszedł nigdy poza fazę wstępnego badania. Strona polska nie ma dostępu do całości dokumentacji miejsca zdarzenia, dokumentacja sądowo-medyczna ofiar katastrofy nadal jest fragmentaryczna, gdyż brakuje choćby zdjęć z podejmowanych czynności czy wyników konkretnych badań medycznych. Jak wszyscy wiedzą, Polacy nie dysponują oryginałami zapisu czarnych skrzynek, jesteśmy pozbawieni dostępu do wraku samolotu. Polscy śledczy nie mają również dokumentacji z oblotów kontrolnych lotniska, dokumentów, które pozwoliłyby ocenić stan urządzeń znajdujących się na lotnisku, procedur wojskowych, które na nim obowiązywały, dokumentacji z incydentów lotniczych na lotnisku Siewiernyj, przesłuchań rosyjskich świadków, szeregu opinii biegłych. To tylko część z dowodów, którymi nie dysponuje strona polska, a które mają istotne znaczenie.
Oceniając postawę polskich i rosyjskich śledczych już w pierwszych godzinach po katastrofie i oceniając podjęte działania, należy wypowiedzieć się o nich krytycznie. Do najważniejszych czynności w tym czasie należało zabezpieczenie miejsca zdarzenia, dokonanie jego oględzin, a także oględziny i sekcje ciał ofiar, następnie zabezpieczenie i transport wraku. Prawidłowo zabezpieczone dowody mogłyby posłużyć do sporządzenia opinii umożliwiających odtworzenie przebiegu ostatnich sekund lotu i zderzenia samolotu z ziemią. Niestety, obecny stan wiedzy pozwala przypuszczać, że żadna z tych czynności nie została wykonana w pełni prawidłowo. Warto przypomnieć, iż w tych czynnościach nie brała udziału odpowiednia liczba polskich śledczych, lekarzy i techników kryminalistyki. Ma to szczególne znaczenie w świetle uchybień strony rosyjskiej, a także nieprzekazywania dokumentacji wykonanych czynności. Szczególną uwagę budziły sekcje zwłok osób, które zginęły w katastrofie. Poczynając od przeprowadzonych identyfikacji zwłok, poprzez samą sekcję, a kończąc na sporządzonych opiniach, można mieć wątpliwości co do pełnej rzetelności tych czynności. Warto zaznaczyć, że dziś część rodzin ma zastrzeżenia co do sporządzonej dokumentacji sekcyjnej, a nawet tego, czy sekcje zostały przeprowadzone. Tak było w przypadku choćby zabezpieczenia próbek z krwią śp. gen. Andrzej Błasika czy też ogromną liczbą błędów przy opisywaniu próbek przeznaczonych do identyfikacji kodu DNA. Sam fakt złego opisania próbek nie oznacza oczywiście błędnej identyfikacji ciał, ale powoduje wątpliwość co do rzetelności działań podejmowanych przez stronę rosyjską. A właśnie rzetelne zastosowanie, często bardzo sformalizowanych, procedur gwarantuje prawidłowość prowadzonego śledztwa. Wielokrotnie zdarzało się, że pobrane fragmenty mięśni mylono z próbkami włosów czy kości.
Również sam proces identyfikacji i sporządzonej z nich dokumentacji zdjęciowej nie był prawidłowy. Do chwili obecnej część z rodzin, pomimo wcześniejszych zapewnień, nie miała do niej dostępu, gdyż dokumentacja nie została przekazana przez stronę rosyjską. Sytuacja wyglądałaby zapewne inaczej, gdyby w czynności oględzin i sekcji zwłok każdej z osób brali udział polscy medycy lub przynajmniej prokuratorzy. Skoro jednak do tego nie doszło, to zgodnie z zasadą bezpośredniości polscy śledczy po sprowadzeniu ciał do Polski winni dokonać ponownej sekcji i sporządzić własną dokumentację medyczną. Najogólniej rzecz ujmując, powyższa zasada określa sposób prowadzenia postępowania dowodowego, zgodnie z którym śledczy lub odpowiednio sąd winni bezpośrednio zetknąć się z materiałem dowodowym i przeanalizować go. Śledczy powinni niejako korzystać w pierwszej kolejności z dowodów pierwotnych, a dopiero w przypadku braku możliwości ich przeprowadzenia opierać swoje ustalenia na dowodach wtórnych. Dokonanie oględzin i sekcji zwłok ma szczególne znaczenie nie tylko dla rodzin ofiar, ale również dla samego ustalenia okoliczności tragedii. To właśnie ta czynność może pozwolić na ustalenie przyczyn zgonu, a tym samym odtworzenie ostatnich sekund lotu. Powyższe pozwala zweryfikować inne dowody wskazujące na okoliczności samej katastrofy, co pozwalałoby potwierdzić lub wykluczyć wersje odnośnie do tego, czy jej przyczyną był wybuch, pożar czy też zderzenie samolotu z ziemią i jego przebieg.
Poważne zaniedbania można zarzucić czynności oględzin miejsca zdarzenia. Zgodnie z przyjętymi regułami obszar katastrofy podzielony był na sektory, w których śledczy dokonywali oględzin i opisu szczątków. Jednakże do dziś pełnomocnicy nie mają dostępu do całości tej dokumentacji, co w świetle dalszego postępowania strony rosyjskiej budzi poważne wątpliwości co do rzetelności wykonanej czynności. Warto wskazać, że w przypadku katastrofy lotniczej każdy nawet najmniejszy fragment samolotu ma istotne znaczenie i może przyczynić się do jej wyjaśnienia. Tak było choćby w przypadku katastrofy samolotu Pan Am nad Lockerbie, gdzie analiza drobnego fragmentu wraku pozwoliła na wykazanie, że doszło na pokładzie do wybuchu bomby. Trudno również zapomnieć o względach czysto emocjonalnych. Jak wiemy, przez szereg miesięcy po katastrofie w miejscu zdarzenia odnajdywano fragmenty szczątków ludzkich, część z nich trafiła nawet do Polski. To m.in. ta okoliczność doprowadziła do wyjazdu polskich archeologów, którzy ponownie przebadali miejsce katastrofy. Jednakże oględziny dokonywane kilka miesięcy po katastrofie nie mogły mieć już tak doniosłego znaczenia, gdyż w międzyczasie część z dowodów uległa zniszczeniu, także obszar katastrofy uległ nieodwracalnym zmianom. Niemniej jednak polscy naukowcy, wykonując ogromną pracę, wydobyli kilka tysięcy elementów należących najprawdopodobniej do wraku lub wyposażenia samolotu, a także pewną ilość szczątków ludzkich. To kolejny dowód na zaniedbania w toku czynności śledztwa. Także sposób zabezpieczenia wraku samolotu Tu-154M budził szereg wątpliwości. Jest oczywiste, że sposób jego transportu, pocięcie na kawałki bez równoczesnego opisania, że czynność ta dokonana została już po katastrofie, a następnie pozostawienie go na kilka miesięcy pod gołym niebem, późniejsze jedynie przykrycie brezentem, powoduje obawę, że ten fundamentalny dla śledztwa dowód ulega bezpowrotnemu zniszczeniu. W przyszłości trudno będzie ustalić, czy dany fragment uległ uszkodzeniu przed zderzeniem samolotu z ziemią, na skutek tego zderzenia czy też później w wyniku jego transportu. Warto porównać powyższe zachowanie choćby z postawą Amerykanów po awaryjnym lądowaniu airbusa na rzece Hudson. Wówczas przeżyli wszyscy pasażerowie lotu, od początku było wiadomo, że samolot musiał lądować awaryjnie na skutek zderzenia z kluczem dzikich gęsi i utratą ciągu silników. Mimo to zdecydowano się na wydobycie wraku z dna rzeki i dokonanie jego rekonstrukcji w hangarze. Podobnie było w przypadku samolotu należącego do Swissair, który w 1998 r. uległ katastrofie nad Atlantykiem, jego szczątki wydobywane były z morza przez wiele miesięcy. Zebranie możliwie wszystkich fragmentów samolotu, zabezpieczenie ich, a następnie rekonstrukcja wraku to powszechnie przyjęte czynności w sytuacji, gdy próbuje się ustalić i potwierdzić przyczyny katastrofy samolotu. Tej czynności do chwili obecnej nie wykonano, a fakt niedostatecznych oględzin miejsca katastrofy i następnie dopuszczenie do degeneracji wraku pozwala wątpić w efekt, jaki da późniejsze dokonanie rekonstrukcji. Czynność ta powinna zostać dokonana niezwłocznie, a skoro Rosjanie nie planują jej wykonania, to wrak powinien być sprowadzony do Polski. Dotychczasowa postawa Rosjan pozwala jednak wątpić, aby wydali oni wrak przed zakończeniem tamtejszego śledztwa.
Jak wskazano wyżej, strona polska nie uczestniczyła w wielu ważnych czynnościach śledztwa rosyjskiego bądź udział ten był niewystarczający. Nie wymuszono również na drugiej stronie należytego zabezpieczenia dowodów, co w znacznym stopniu utrudnia prowadzenie wątku samej katastrofy. Z drugiej strony należy wskazać, że te materiały, które były możliwe do uzyskania na terenie Polski, zostały niezwłocznie zabezpieczone. Przeprowadzono szereg dowodów, jak choćby przesłuchania świadków zdarzenia czy zatrzymanie dokumentacji. Powyższe ukazuje trudności we współpracy ze stroną rosyjską, co w naturalny sposób spowalnia postęp polskiego śledztwa. Warto wspomnieć, że od 10 kwietnia 2010 r. wystosowano do strony rosyjskiej 7 wniosków o pomoc prawną, z których żaden nie został zrealizowany w całości. Co więcej, Rosjanie do chwili obecnej przekazują dowody, które winny znaleźć się w Polsce już kilka tygodni po katastrofie, jak choćby wspominana wielokrotnie dokumentacja sądowo-medyczna, bądź dowody o zazwyczaj trzeciorzędnym znaczeniu.
Kończąc rozważania na temat prowadzonego śledztwa, warto zastanowić się przez chwilę nad rolą pełnomocników rodzin ofiar katastrofy. Zgodnie z przepisami kodeksu postępowania karnego osoby pokrzywdzone przestępstwem lub odpowiednio ich bliscy są uprawnieni do zaznajamiania się z aktami postępowania, składania wniosków dowodowych, zaskarżania orzeczeń organu prowadzącego postępowanie. Każda z tych czynności wymaga zazwyczaj udziału prawnika dysponującego wiedzą i doświadczeniem niezbędnym do analizy dokumentacji i formułowania żądań. Co więcej, na pełnomocniku spoczywa jeszcze jeden obowiązek. Rodziny ofiar bez wątpienia najdotkliwiej przeżyły katastrofę smoleńską. Istotne jest, aby w toku śledztwa nie przeżywały ponownie tragedii związanej ze zdarzeniem, aby nie były niejako podwójnie wiktymizowane. Pełnomocnik powinien czuwać nad sposobem i warunkami, w jakich przekazywane są informacje, w jakich osoby są przesłuchiwane czy też zapoznają się z aktami śledztwa.
Współpraca z rodzinami
Współpraca pomiędzy prokuraturą a rodzinami ofiar w pierwszych tygodniach po katastrofie nie zawsze należała do modelowych. Warto wspomnieć, że warunki, w których rodziny ofiar zapoznawały się z tak dla nich trudnymi dokumentami, nie były należyte, wielokrotnie utrudniony był kontakt ze śledczymi. Z czasem jednak, również przy udziale pełnomocników, udało się ustalić możliwe do zaakceptowania zasady współpracy. Rodziny uzyskały właściwe miejsce do zapoznawania się z aktami, odbywają się z nimi spotkania, na których prokuratorzy informują o czynnościach śledztwa, wyrażono zgodę na dokonywanie fotokopii akt i zapoznawanie się z nimi poza prokuraturą. Niestety, na skutek oświadczenia przez dziennikarzy jednej z gazet, że posiadają oni pełen dostęp do dokonywanych fotokopii akt oraz wycieku do mediów szczegółowych informacji ze śledztwa, zgoda na kopiowanie akt została cofnięta. Pozostaje liczyć, że z czasem zgoda na fotokopie akt zostanie przywrócona. Tym bardziej że polityka informacyjna prokuratury pozostawia wiele do życzenia. Kwestia tajemnicy śledztwa i roli pełnomocników ma również jeszcze jeden szczególnie istotny aspekt. Zdarzyło się w toku postępowania, że pojawiły się nierzetelne informacje medialne dotyczące katastrofy, szczególnie dotkliwe dla części rodzin. Tak było choćby w przypadku rzekomej kłótni gen. Andrzeja Błasika z kpt. Arkadiuszem Protasiukiem. Jakkolwiek materiał dowodowy nie potwierdzał takiej wersji, a tym bardziej, aby miała ona wpływ na przebieg tragicznego lotu, przez ponad dwa tygodnie prokuratura nie wydała w sprawie jednoznacznego komunikatu. Wówczas rolą rodziny i pełnomocnika była obrona dobrego imienia zmarłego i publiczne dementowanie nieprawdziwych informacji. Należy podkreślić, iż te działania ze względu na obowiązującą tajemnicę śledztwa i brak możliwości ujawnienia materiału dowodowego nie mogły zakończyć się pełnym sukcesem. Dopiero oświadczenie prokuratury w tej sprawie pozwoliło przeciąć spekulacje. Nastąpiło ono jednak zbyt późno, co powodowało ponowną wiktymizację rodziny pozbawionej możliwości obrony dobrego imienia swojego bliskiego.
Jak wspomniano wcześniej, prokuratura, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom rodzin, organizowała również konferencje prasowe i spotkania z rodzinami, w toku których informowała o przebiegu śledztwa. Nie można zaakceptować postawy, w której prokuratorzy najpierw informowali o konkretnych wydarzeniach w śledztwie opinię publiczną, a dopiero potem same rodziny. Tak było choćby z ogłoszeniem w jednym z programów publicystycznych, iż do Polski trafiły akta z dokumentacją medyczną ofiar, inną nieprawidłowością było najpierw organizowanie spotkania z rodzinami, w którym zastrzegano, że podane informacje są objęte tajemnicą śledztwa i przeznaczone tylko dla rodzin, a kilka godzin po spotkaniu ogłaszanie wielu z tych informacji na konferencji prasowej. Również same spotkania z prokuratorami nie należały do łatwych, zarówno rodziny, jak i pełnomocnicy wyrażali swoje niezadowolenie, wielokrotnie nie zgadzali się z decyzjami śledczych bądź nie uzyskiwali satysfakcjonujących wyjaśnień. Jednakże spotkania te należy ocenić jako stojące na merytorycznie wyższym poziomie aniżeli te organizowane przez kancelarię premiera. Szczególnie w toku spotkania grudniowego możliwa była rzeczywista dyskusja ze śledczymi, którzy choćby częściowo chcieli akceptować stanowiska rodzin, i taką postawę prokuratury trzeba ocenić pozytywnie. Ponieważ w ostatnich miesiącach doszło do szeregu istotnych ustaleń dla śledztwa, m.in. prokuratorzy odbyli wizytę w Moskwie, należałoby oczekiwać kolejnego spotkania ze śledczymi, w toku którego podsumowano by postępy śledztwa.
Podsumowując rozważania dotyczące pierwszego roku śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że wątek samej katastrofy nadal znajduje się na etapie wstępnym. Strona polska dopuściła do sytuacji, w której ma znacznie ograniczony dostęp do czynności prowadzonych przez Rosjan, a równocześnie przebieg śledztwa w dużej mierze jest uzależniony właśnie od uzyskiwanych stamtąd materiałów. Ponieważ w chwili obecnej współpraca obu państw nie jest zadowalająca, można mieć wątpliwości, czy i kiedy polskim śledczym uda się dokonać pełnych ustaleń. Tym samym podstawowym zadaniem toczącego się śledztwa powinno być zgromadzenie materiałów i wskazanie na brak tych dowodów, które pozwoliłyby na wydanie jednoznacznej oceny odnośnie do przyczyn katastrofy. Jakkolwiek można mieć szereg uwag do organizacji i przebiegu śledztwa polskiego, to należy również pamiętać, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie jest jedyną instytucją, która w tej chwili dysponuje narzędziami pozwalającymi na zgromadzenie w miarę pełnego materiału dowodowego i podjęcie próby wyjaśnienia przyczyn katastrofy. W tym kontekście istotną rolę winni odgrywać: rodziny i ich pełnomocnicy, jak również media i cała opinia publiczna czuwająca nad prawidłowością toczącego się śledztwa oraz wskazująca na wszelkie jego uchybienia i zaniedbania.
Mecenas Bartosz Kownacki
Nasz Dziennik 2011-04-11

Autor: jc