Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pijana tradycja

Treść

- Gdybym miał wypić zawartość wszystkich butelek, które chcą mi podarować wdzięczni pacjenci mojego oddziału, chyba nie trzeźwiałbym przez rok - wyznał mi jeden z moich przyjaciół lekarzy. Trafiło na abstynenta. Częściej jednak nie ma tak dobrze. Znam wielu ludzi - znakomitych rzemieślników, dobrych dziennikarzy, lekarzy, którym nadmiar "okazji" świetnie usprawiedliwionych, zawsze uzasadnionych i wyjątkowych zniszczył życie. Przegrali z polską pijaną tradycją. Odwdzięczanie się alkoholem za opiekę szpitalną, nagradzanie "flaszką" dobrze wykonanej roboty, czczenie rocznic, urodzin, spotkań rodzinnych toastami i pijaństwem - to obrazki doskonale znane z codzienności. Zdecydowana większość osób jest niepomiernie zdziwiona, gdy pokazuje się im absurdalne strony odbijającej się pijacką czkawką polskiej zwyczajowości. Padają wtedy różne argumenty: - Przecież tak było od zawsze! A co to, już wypić nie można? Za swoje piję! Jak nie postawię, obrażą się. Flaszka po zalaniu fundamentów, po postawieniu tzw. wiechy na dachu jest konieczna, bo jak nie, to się krokwie "rozeschną", beton "skruszeje", a nieopity nowo kupiony samochód na pewno się zepsuje. To norma. Pijana norma. Rodacy na rauszu Pijak - w powszechnym odczuciu - to ten, kto leży na chodniku, poobijany i cuchnący moczem, trzymający w ręku pustą butelkę po taniej, importowanej zza Buga wódce. Mija się go z odrazą, ewentualnie kiwa się głową, rozpoznając w nim hydraulika, tynkarza, stolarza, któremu jeszcze rok temu prawiło się komplementy (rzecz jasna przy "rozpijanej" właśnie flaszeczce po skończonym remoncie domu), że jest prawdziwą "złotą rączką" i na wszystkim się zna. Teraz - cóż - popłynął. Jego problem. Szkoda faceta. A tak się dobrze zapowiadał... Czy aby na pewno tylko jego problem? Ilu ludzi stoczyło się na dno, ponieważ przy każdej okazji częstowano ich alkoholem? ("Tylko jeden, nic się przecież nie stanie, taką okazję trzeba uczcić!".) Ba, płacono alkoholem za wykonaną pracę! Uczyniono go wszechobecnym towarzyszem, symbolem życzliwości, hojności i gościnności. Dlaczego tak trudno nam zrozumieć, że odpowiedzialność za człowieka, który dziś może jeszcze broni się przed codziennym piciem, ale jutro już sobie odpuści, nie da rady, leży i w naszych rękach? A przecież tak nie musi być. - Zapłać uczciwie za wykonaną pracę, podziękuj, podejmij obiadem - nie musisz butelką "uważniać" każdej okazji. Czy polska tradycja gościnności musi ciągle być na niekończącym się rauszu? "Kulturalne" picie W przekonaniu ogółu na dużo większy szacunek od "zwyczajnego" pijaka z rogu ulicy czy spod budki z piwem zasługuje ten, kto potrafi pić "kulturalnie". Nie w parku czy za sklepem geesowskim, ale elegancko - przy stoliku w dobrej restauracji, nie pospolitą "czystą", ale whisky, brandy czy koniak. Nawet pijacki bełkot w luksusowej knajpie brzmi jakby subtelniej, mniej razi, a chwiejący się, pijany pan w eleganckim garniturze, zamawiający Mercedestaxi jest przedmiotem wręcz podziwu... Jest jeden "pewniak" w programach wszelkiej maści kabaretów (dziwię się ludziom, że to im się jeszcze nie znudziło) - obojętnie czy to będzie przegląd opolski, czy pierwsze próby małych artystów podejmowane w podstawówce: to parodiowanie pijaka. Śmieją się wszyscy: widzowie amfiteatru, telewidzowie w domach, dzieci w klasie i nawet zawsze poważna pani... Śmieją się, choć powinni płakać. Temat nigdy się nie znudzi, niedorzeczności bełkotane przez bohatera powodują salwy śmiechu - wszystko mu wolno powiedzieć, zrobić, może się chwiać i przewracać - pełna wolność! Dzieci nie rozumieją, ale skoro inni się tak znakomicie bawią... Cóż innego pozostaje, jak tylko śmiać się razem z nimi! Pierwszy krok w zaszczepianiu pijanej tradycji młodym Polakom został wykonany: brzydota została nazwana sztuką, bełkot - zaakceptowany jako jeden ze sposobów komunikacji, utożsamiony z mową polską, nienormalność okraszona podrasowanym promilami humorem - pełnoprawną cząstką rzeczywistości. Już nie będzie raził pijany człowiek leżący na ulicy - najwyżej będzie śmieszny. Pod warunkiem, że to nie będzie tatuś, który wróci do domu w środku nocy, po trzaśnięciu drzwiami skrzyczy mamusię, może ją uderzy, a potem uśnie w ubraniu i zsika się w pościel. Ale tego już nie pokażą w kabarecie. Bo tam się idzie po to, by się dobrze bawić. Ból, upokorzenie i łzy nie mają tam rezerwacji. Czym skorupka za młodu... Pamiętam dojazdy do liceum wiele lat temu. W poniedziałkowe poranki na przystanku autobusowym zawsze dominował jeden temat: ile kto wypił na sobotniej dyskotece i kto ma mocniejszą głowę. - My obaliliśmy dwie butelki we trzech i doprawiliśmy piwem! - zabrzmiało z jednego kąta. - Co tam! - odparował niepozorny blondyn. - My wypiliśmy dwa razy tyle! A ile zabawy było, gdy Mariusz pod oknem padł! Poległ. Mamy mocne głowy, no nie? Zapanowała cisza. Nie było w niej politowania, współczucia. Może bardziej zazdrość i podziw nastolatków. Wyznanie im zaimponowało - następnym razem będzie lepiej. Nie poprzestaną na dwóch głupich flaszkach. Młody człowiek walczy do końca! Nie poddaje się łatwo! Tu chodzi o honor przecież. Kim będą za kilka - kilkanaście lat? Jak skończą?... Wiem - przerysowuję, szkicuję zbyt mocne kontrasty. Dla jednych to śmieszne, inni odnajdą tu siebie. To wszystko obrazy z życia. Dobrze, że coraz częściej dziś już nie wypada (nie jest w dobrym tonie) zsunąć się na weselu pod stół, w wielu środowiskach panuje moda na niepicie. Ale to za mało. Moda nie jest w stanie unicestwić zwyczajów, które kształtowały tradycję przez wiele setek lat. Tu potrzebna jest solidna, trwała aksjologia, czujność i wielka, organiczna praca, w którą włączyć winni się wszyscy. Nie wystarczy napiętnować skutki - koniecznie należy sięgnąć do przyczyn. Alkoholizm to choroba emocji. Niemożność poradzenia sobie z nimi, przy słabej woli, wewnętrznym zagubieniu, osamotnieniu, wypaleniu jest zwykle początkiem nieszczęścia. Cóż może zaoferować świat ciągle zmieniających się nastrojów i mód, kwestionujący logikę krzyża, wyznaczający nowe standardy? Co się kryje poza nimi? Pustka. W niej czai się straszna, kosmata samotność. Aby o tym nie myśleć - trzeba zapić. Koło się zamyka. Bąbelki na niby Życie składa się z drobiazgów. Zlekceważenie któregokolwiek może doprowadzić do tego, że cały trud pójdzie na marne. Nie spada się na dno w ciągu miesiąca, roku. Ten proces trwa dość długo. Zaczyna się od niepozornych sytuacji, czasem bardzo wcześnie, już w przedszkolu. Nie, nie, oczywiście maluszkom nikt nie serwuje piwa czy wina do obiadu - nikt normalnie myślący tego nie czyni. Co robi młoda mamusia? Kupuje dzieciom szampan bezalkoholowy! Wygląda jak prawdziwy, choć to tak naprawdę lekko zgazowany sok truskawkowy czy malinowy - ale korek strzela jak prawdziwy! Są nawet kieliszki. Niech maluchom nie będzie smutno, gdy dorośli będą wznosić kolejne, coraz bardzo hałaśliwe toasty! Niech podnoszą kieliszki razem z nimi! Niech piją do dna! Co śmielsze i bardziej elokwentne będą nawet, ku uciesze kolegów i koleżanek z przedszkola, udawać pijanego. Będzie kolejny powód do dumy dla rodziców: - Jakież to nasze dziecko zabawne i inteligentne! Goście przytakną. Świat przyśpieszył. Tylko czy aby na pewno we właściwym kierunku? Powie ktoś: co w tym złego, że strzeli butelka dziecięcego szampana? Przecież to nie alkohol. To tylko jeden z rekwizytów. Biedni rodzice. Problem nie polega na tym, że coś udaje wyskokowy trunek - sedno leży w tym, iż już kilkuletnie dziecko nasiąka przeświadczeniem, że każda impreza, każda domowa uroczystość musi być zaprawiona alkoholem. Że alkohol jest koniecznym elementem dobrej zabawy, rozpogadza smutne na co dzień twarze. Absorbuje - zwykle w sposób nieuświadomiony - zwyczaj. Nasiąka pewną kulturą, przejmuje wzorce zachowań. Minie niewiele czasu, kiedy pociecha sięgnie po pierwsze piwo, pierwszego drinka - z czystej ciekawości, aby osobiście przekonać się, co tak bardzo zaróżowia policzki rodzicom, ciociom i wujkom. Nie będzie mu to smakować, ale i to się z czasem zmieni. Potem przyjdą półmetki, studniówki i wtedy już nie będzie oporów, by tak wielkiej uroczystości nie okrasić "poprawiaczem" nastroju. Wypić więcej niż kolega, tzn. być bardziej dorosłym i godnym szacunku. Być trendy! Wiadomo - kto nie pije, ten donosi! Błędne koło zatoczy krąg. Pijana tradycja ruszy dalej w sztafecie pokoleń. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo nasza obyczajowość jest lekkomyślna i pusta. Podważa sensowność wszelkiej profilaktyki przeciwalkoholowej, deprecjonuje (bywa, że ustami najbliższych) nawet przyrzeczenia abstynenckie podejmowane przez dzieci podczas Pierwszej Komunii Świętej, odnawiane po przyjęciu sakramentu bierzmowania. Wejście w dorosłość i "osiemnastka" musi być alkoholowa - bywa, że rodzice na ten czas opuszczają dom, by dzieci nie krępować (może się mylę, może przesadzam, ale trochę jest tu analogii z piłatowym umyciem rąk). Różnie się wtedy dzieje. Presja jest tak wielka, że młodzi ludzi boją się jej przeciwstawić. Zamienia się w terroryzm, któremu tylko nieliczni potrafią się oprzeć. Piją chłopaki i dziewczyny - swoiste "równouprawnienie" dotarło i tutaj. W dorosłym życiu idzie już gładko, tym bardziej że przedawkowanie alkoholu często zamiast politowania wzbudza współczucie i szczególną więź solidarności: wszak fortuna kołem się toczy - dziś ty, jutro ja... Na porządku dziennym jest tolerancja w społeczeństwie potencjalnych zabójców, którzy siadają za kółko kierownicy - bo wypili przecież tylko "troszkę" i nic się nie stanie, a do domu niedaleko. Bohaterem jest ten, kto w porę ostrzeżony przez CB-radio ominie patrol policyjny. Nie dał(a) się złapać. Zuch! Konsumenci przyszłości Od lat toczy się dyskusja, jak wielki wpływ na nadużywanie alkoholu ma reklama. Kwestia dostępności alkoholu pojawia się zawsze przy okazji analizy przyczyn powstawania problemów alkoholowych. Od lat specjaliści gromadzą dowody świadczące o jej znaczącym wpływie na wzrost spożycia alkoholu. Nawet jeśli niektórzy metodolodzy zalecają ostrożną interpretację takich badań, zwracając uwagę, iż siła oddziaływania reklamy jest modyfikowana przez kontekst społeczny, rodzinny, nie sposób zaprzeczyć trafności obserwacji, zgodnie z którymi ograniczenie dostępności alkoholu, jego reklamy, wiąże się ze zmniejszeniem liczby problemów alkoholowych, zaś ich wzrost - ze zwiększeniem. Niewiarygodnie brzmią zapewnienia producentów piwa, że ich reklama nie jest adresowana do młodych ludzi. Skoro tak, to dlaczego tak wielkie środki finansowe są inwestowane w kosztowne kampanie reklamowe? Dlaczego tak misternie są konstruowane, grając na uczuciach i tęsknotach młodych ludzi? Koncerny piwowarskie są w stanie sponsorować niemalże każdą imprezę plenerową, pod warunkiem wszakże, że zostaną tam rozstawione namioty piwne i że logo firmy będzie widoczne na każdym kroku. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych alarmuje na swoich stronach internetowych: "Pierwotna, informacyjna funkcja reklamy w przypadku produktów alkoholowych została zastąpiona przez promowanie określonego stylu życia. Grupa docelowa, jaką jest młodzież, stanowi dla przemysłu alkoholowego bardzo ważny rynek, ponieważ są to 'konsumenci przyszłości'. Alkohol prezentowany w reklamach zapewnia przepustkę do grupowej akceptacji - jednego z najważniejszych elementów życia społecznego młodych ludzi". Agencja zwraca dalej uwagę na szczególny charakter i techniki reklamy, które wykorzystują styl życia młodzieży, seks, sport i zabawę, pragnienie bycia silnym, bogatym. Producenci napojów alkoholowych koncentrują się na wytworzeniu nawyku sięgania po alkohol u jak najmłodszych konsumentów. Cel jest oczywisty: zbudowanie swoistej więzi, zakodowanie lojalności w umysłach przyszłych klientów wobec konkretnej marki. Przykładem tego zjawiska może być wykorzystanie renomowanych drużyn sportowych jako nośnika reklam oraz umieszczanie logo producentów alkoholu na koszulkach zawodników. Pozytywne nastawienie do klubu sportowego, społeczne funkcjonowanie piłkarzy jako idoli (wszechobecne w pokojach młodych ludzi plakaty - oczywiście na koszulce jest logo kompanii piwowarskiej), asocjacje z tym związane (dynamizm, siła, odniesiony sukces itp.) automatycznie przechodzą na markę alkoholu znajdującą się na koszulkach graczy. Proste? To tylko migawki. Przykłady można by mnożyć. Polska pijana tradycja ma się całkiem dobrze i nie zanosi się na to, że rychło się to zmieni. A może jednak?... Od kogo to zależy? Odpowiedź jest bardzo blisko. Wystarczy spojrzeć w lustro. ks. Paweł Siedlanowski "Nasz Dziennik" 2008-08-26

Autor: wa