Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pieniądze na papierze

Treść

Do wypłaty 17 pracownikom odszkodowania w wysokości trzymiesięcznego wynagrodzenia zobowiązał Sąd Pracy w Gorlicach syndyka masy upadłościowej Rafinerii Nafty "Glimar" Bożenę Polesek. Załoga dowodziła, że rozwiązanie z nimi umowy o pracę w trybie natychmiastowym było niezgodne z prawem. Sąd badał sprawę wniesioną przez 30 osób. 17 z nich już doczekało się korzystnych dla siebie wyroków, kolejne mogą na nie liczyć jeszcze w tym tygodniu. Załoga starała się udowodnić, że trzecia z kolei terminowa umowa o pracę była tylko z nazwy umową na czas określony, bo z mocy prawa powinna przekształcić się w umowę na czas nieokreślony. Po pierwsze dlatego, że pomiędzy nimi nie było żadnych przerw, etap na jaki ją zawarto nie różnił się niczym od innych etapów prowadzonego w spółce postępowania upadłościowego, a załoga wykonywała dokładnie te same czynności zarówno w ramach umów na czas określony, jak i na czas wykonania określonej pracy. Pracownicy dowodzili ponadto, że charakterystyczną cechą tzw. umowy na czas realizacji zadania jest to, że nie można jej wypowiedzieć, bo rozwiązuje się sama po jego ukończeniu. Tymczasem przyczyna podana przez syndyka była nieprawdziwa, ponieważ nie doszło do sprzedaży zorganizowanej części "Glimaru", a to właśnie wykonanie tego zadania miało skutkować ustaniem stosunku pracy. Załoga usłyszała argument, że nie ma już dla niej pracy, po czym zobowiązano ją do przekazania swoich dotychczasowych obowiązków tym pracownikom, którzy w rafinerii zostali. Rozgoryczona część załogi podnosiła, że trwałości stosunku pracy nie wiązała z syndykiem, lecz zakładem, bo kodeks pracy zakłada trwanie stosunku pracy pomimo przekształceń występujących po stronie pracodawcy. W takim przypadku pozostaje nim syndyk, którego obowiązują postanowienia kodeksu w stosunku do zatrudnionych, także te dotyczące nawiązywania i rozwiązywania stosunku pracy. Wyrok sądu stawia syndyka w trudnej sytuacji, bo już kilka miesięcy temu zabrakło pieniędzy na prowadzenie postępowania upadłościowego i potrzebne kwoty (milion złotych miesięcznie) zgodzili się wyłożyć wierzyciele, którym "Glimar" jest winny 600 mln zł. Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że pomimo obniżenia minimalnej ceny rafinerii z 326 do 180 mln zł nie powiodły się kolejne trzy próby zbycia majątku. Dlatego syndyk Bożena Polesek po zakończeniu postępowania przed Sądem Pracy nie była w stanie powiedzieć, skąd weźmie pieniądze na uregulowanie roszczeń finansowych byłych pracowników. Kwota nie będzie mała biorąc pod uwagę fakt, że średnia miesięczna płaca w "Glimarze" wynosiła 2700 zł brutto. - W tej sytuacji cieszy sukces osiągnięty przed Sądem Pracy, choć pozostaje obawa, że trudno będzie zdobyć te pieniądze - mówią byli pracownicy rafinerii. - Zwłaszcza, że zaległości wobec zwolnionej załogi są duże i stale rosną. Była przewodnicząca związków zawodowych w "Glimarze" Halina Kuk dodaje, że teoretycznie syndyk powinien sprzedać majątek pozbawiony jakichkolwiek obciążeń, więc to Bożena Polesek winna uregulować wszelkie zaległości. - Gdyby okazało się to niemożliwe, a proces upadłościowy został umorzony, to zakład wraz ze zobowiązaniami mógłby przejąć następca prawny, czyli Grupa Lotos - sugeruje Halina Kuk. - Nadal pozostaje on formalnie właścicielem akcji upadłej spółki. (SZEL) "Dziennik Polski" 2007-10-16

Autor: wa