Pasja i odwaga
Treść
Łukasz Kubot zakończył już przygodę z tegorocznym Wimbledonem, ale jego postawa i sposób gry pozostały na dłużej w pamięci nie tylko polskich kibiców. Nasz tenisista zachwycił obserwatorów odwagą, pasją i pozytywną agresją, czyli cechami w dzisiejszym tenisie rzadko spotykanymi. - Dziś już mało kto tak gra - wzdychali komentatorzy i były to naprawdę wielkie komplementy.
Kubot ma 29 lat. Nie jest więc młodzieniaszkiem, który na wimbledońskiej trawie pojawił się nie wiadomo skąd, zadziwiając swym talentem i możliwościami. W zawodowym tenisie jego nazwisko jest znane, acz w Londynie rozegrał życiowy turniej. Jak na razie, bo można mieć nadzieję, graniczącą z pewnością, że jego kariera dopiero nabiera rozpędu. I nie ma wcale żadnego znaczenia, że jest tuż przed trzydziestką. Jedni dochodzą szczytu szybciej, mając po naście, albo dwadzieścia kilka lat, inni potrzebują do tego więcej czasu. Jakiegoś przełomu, nagłego zwrotu, który pozwoli wydobyć skrywane do tej pory cechy. Kubot do światowej setki rankingu przebijał się długo, mozolnie, wykonując gigantyczną pracę. Nie jest supertalentem, jak choćby Agnieszka Radwańska. Oczywiście predyspozycje do uprawiania tenisa, sportu, w ogóle posiada (jego ojciec grał w piłkę nożną, obecnie jest trenerem), ale musiał harować ciężej i więcej niż inni. I harował, nie narzekał i nie użalał się. Gdy rywale udawali się na urlop, on szedł na kort i grał. Tak było choćby w tym roku, w okolicach Świąt Wielkanocnych.
Pierwsze sukcesy zaczął odnosić w grze podwójnej, w parze z Oliverem Marachem. Razem z Austriakiem wygrał kilka turniejów ATP, awansował do półfinału Australian Open, był w ćwierćfinale pozostałych imprez wielkoszlemowych. Stawiał na debel, lecz jednocześnie robił wszystko, by i w singlu osiągnąć jak najwięcej. W styczniu ubiegłego roku dotarł do czwartej rundy turnieju w Melbourne Park. Awansował do czołowej setki światowego rankingu, jako pierwszy Polak od czasów Wojciecha Fibaka. Przez moment (w kwietniu) był nawet 41., ale wtedy pojawiły się problemy zdrowotne i przyszła obniżka formy. Jego notowania zaczęły spadać, a gdy zbliżył się do 150. miejsca w rankingu, pojawiły się głosy wieszczące koniec marzeń o sukcesach. - Wtedy postawiliśmy z trenerem na grę w eliminacjach dużych turniejów, na zasadzie: uda się lub nie. Dzięki temu mogłem spotykać się z lepszymi zawodnikami i to pozwoliło mi zrobić krok do przodu - opowiadał. Tym trenerem był już Czech Jak Stoces. - Ustaliliśmy razem, że muszę grać agresywny tenis i konsekwentnie chodzić do siatki, nie tylko po serwisie, ale też po wypracowanych akcjach. Muszę unikać wdawania się w długie wymiany i czekania na błędy rywali, grając z głębi kortu - dodał. Taka postawa zaowocowała trzecią rundą French Open, czwartą Wimbledonu i zachwytami komentatorów. Rzadko który tenisista spoza grona wielkich mistrzów (Nadal, Djoković, Federer) był w ostatnich dniach tak chwalony jak Kubot. Wszyscy podkreślali jego bezkompromisowość, odwagę i pasję, doskonałe przygotowanie techniczne i taktyczne. Szczególnie na londyńskiej trawie nie zwracał uwagi na to, kto stoi po drugiej stronie siatki, tylko atakował i napierał z całą mocą. A trzeba pamiętać, że dziś rzadko który tenisista kończy wymiany po odważnych, pięknych wypadach do przodu, skupiając się raczej na obronie pozycji, defensywie i czyhaniu na pomyłki przeciwników. Kubot nie chciał tak grać, może nie potrafił - i bardzo dobrze. On walczył, atakował, doprowadzał konkurentów do frustracji, a nawet wściekłości. W poniedziałek był o krok od ćwierćfinału Wimbledonu. Miał dwie piłki meczowe w starciu z Hiszpanem Feliciano Lopezem, ale ich nie wykorzystał. Po ponadczterogodzinnym wspaniałym boju przegrał i nie został pierwszym od czasów Fibaka polskim ćwierćfinalistą Wielkiego Szlema (mówimy o zmaganiach mężczyzn). - Zabolała mnie ta porażka, ale mogę mieć pretensje tylko do siebie. Owszem, borykam się z problemami z barkiem, ale wielu tenisistów ma mniejsze lub większe kłopoty zdrowotne, dlatego nie chcę się w ten sposób usprawiedliwiać. Przegrałem, gdyż nie wykorzystałem swoich szans. Muszę wyciągnąć wnioski, jak najwięcej się nauczyć i iść do przodu - przyznał. Teraz Kubot przez kilka dni będzie odpoczywał, w przyszłym tygodniu rozpocznie przygotowania do turnieju w Stuttgarcie. Do Wimbledonu przebijał się przez eliminacje, w ostatniej tegorocznej imprezie Wielkiego Szlema, USA Open, wystąpi na podstawie miejsca w rankingu. Udany start w Londynie pozwoli mi bowiem wykonać znaczny krok do przodu.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-06-29
Autor: jc