Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Odszedł obrońca bezdomnych

Treść

- To jest człowiek - bardzo ciężko mówić, że był, bo jego duch cały czas z nami jest - człowiek, który za życia wystawił sobie pomnik - mówi Adriana Porowska, pełnomocnik Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, o zmarłym nagle we wtorek śp. o. Bogusławie Palecznym - kamilianinie. Zwracając uwagę na jego dzieła, podkreśliła, że był człowiekiem całym sercem oddanym ludziom bezdomnym.
Odszedł, przeżywszy zaledwie 50 lat. Pogrzeb odbędzie się w sobotę w Tarnowskich Górach. To tutaj w domu prowincjalnym od kilku dni przygotowywał materiał do swojej kolejnej płyty, dochód z każdej wcześniej nagranej przeznaczał na pomoc dla tych najbardziej potrzebujących.
- Jeszcze wieczorem w poniedziałek rozmawialiśmy, planowaliśmy następne dni. Ojciec Bogusław opowiadał nam o tym, co i jak będzie robił, o swojej następnej płycie, przygotowaniach do niej. Niestety, kiedy przyszedłem do jego pokoju następnego dnia, we wtorek rano, znalazłem go martwego. We wtorek rano jeszcze wstał, umył się, zrobił sobie herbatę - mówi o. Benedykt, sekretarz prowincjała zakonu kamilianów. - Był pełen humoru, pomysłów, odwagi, był w pełni oddany zakonowi, wszystko, co robił, podejmował w imię zakonu, starał się być i był naśladowcą założyciela naszego zakonu - św. Kamila - mówi o zmarłym o. Benedykt. - Całym sercem oddany był ludziom bezdomnym, w tym, co robił, odnajdywał naszego ducha kamiliańskiego - dodaje.
Świętej pamięci o. Bogusław Paleczny urodził się 9 maja 1959 roku w Szczecinie. Wstąpił do Zakonu Posługującym Chorym - Kamilianów, w 1987 roku. Śluby wieczyste złożył w 1993 roku, a święcenia kapłańskie przyjął rok później, 21 maja, w Warszawie z rąk ks. kard. Józefa Glempa, Prymasa Polski.
Swoje życie poświęcił służbie bezdomnym. Założył w Warszawie bar charytatywny "Święta Marta", który działa nieprzerwanie od marca 1996 roku. W tej jadłodajni codziennie ciepły posiłek otrzymuje od 200 do 300 osób. Otworzył i kierował pensjonatem socjalnym "Święty Łazarz" dla bezdomnych mężczyzn, który znajduje się w warszawskiej dzielnicy Ursus. Powstał on w miejscu zrujnowanego budynku biurowca Zakładów Mechanicznych "Ursus". Wiele sił włożył w to, aby mógł funkcjonować na Dworcu Centralnym w Warszawie Punkt Pomocy Medycznej "Święty Kamil" dla bezdomnych. Jest w nim obecnie zarejestrowanych ponad cztery i pół tysiąca pacjentów.
Świętej pamięci o. Bogusław słynął również z działalności artystycznej, doskonale znają jego głos słuchacze Radia Maryja i widzowie Telewizji "Trwam". Wydał kilka płyt, w tym "Kolędy serca", "Stepem Kazachstanu", "Ave Maryja".
- Czasami wydawało się, że wyzwania, które podejmuje, są niemożliwe do zrealizowania, jednak dzieła zostały ukończone: bar "Święta Marta", Punkt Pomocy Medycznej. Pensjonat "Święty Łazarz" to była jego perła w koronie, on bardzo kochał ten pensjonat - podkreśla Adriana Porowska. Jak zaznacza, marzeniem o. Bogusława Palecznego było to, aby mieszczący się obok pensjonatu "Święty Łazarz" budynek zaadaptować na szpital, który mógłby przyjąć sześćdziesięciu chorych. Teraz pojawia się pytanie, co będzie dalej z tymi planami? - Chcę skierować gorący apel do wszystkich ofiarodawców, aby o nas nie zapominali, bo to będzie pamięć o o. Bogusławie - już dzisiaj prosi Adriana Porowska. Nieukończona została także budowa jachtu pełnomorskiego, którym bezdomni mają opłynąć świat...
To, jak odejście o. Bogusława Palecznego przeżywają jego podopieczni, wyczytać można z ich twarzy: łzy w oczach i ściśnięte zęby. Wiedzą, że zabraknie pasterza, który ich prowadził.
Wszystkim tym, którzy na co dzień mogli podziwiać pracę o. Bogusława, wydawało się, że jest człowiekiem niezniszczalnym, nigdy na nic nie narzekał, na nic się nie uskarżał, nigdy nie miał czasu dla siebie na leczenie własnych dolegliwości związanych przede wszystkim z nadciśnieniem, zawsze miał na uwadze dobro innych i walkę o ich lepszy byt.
- Zabraknie obrońcy osób bezdomnych, który oddawał się tym ludziom bezgranicznie. Zawsze, jeśli widział, że komuś dzieje się krzywda, to stawał do boju w pierwszym szeregu i nic mu nie było straszne. To, że zmarł w wieku pięćdziesięciu lat, to efekt jego ciężkiej i jakże często niewdzięcznej pracy - mówi łamiącym się głosem Adriana Porowska.
Małgorzata Bochenek
"Nasz Dziennik" 2009-06-04

Autor: wa