Obrona prawdy czy kłamstwa
Treść
W tym roku przypada 20-lecie powstania III Rzeczypospolitej Polskiej, która miała zapoczątkować nowy porządek polityczno-prawny. Polacy związani duchowo z tradycją II Rzeczypospolitej Polskiej oczekiwali zdecydowanego odrzucenia komunizmu, co musiałoby się wiązać z kategorycznym odejściem w polityczny niebyt tej formacji politycznej, która uznawała za własny narzucony Polsce z zewnątrz zbrodniczy system komunistyczny i przez dziesiątki lat aktywnie go utrwalała. Niestety, tak się jednak nie stało.
III RP jest tworem państwowym, który nie odcina się w sposób jednoznaczny od PRL, a równocześnie w bardzo ograniczonym, reglamentowanym wręcz stopniu nawiązuje do arbitralnie wybranych tradycji polskiego dziedzictwa narodowego. Zapoczątkowana 20 lat temu i z każdym rokiem coraz silniejsza kohabitacja byłych komunistów z ich byłymi politycznymi przeciwnikami, kohabitacja ludzi wywodzących się najczęściej z tych samych komunistycznych środowisk, doprowadziła w końcu do tzw. historycznego kompromisu. Dziś jest to już jedno zwarte ideowo środowisko uznające Okrągły Stół, III RP i okres tzw. transformacji systemu za największy powojenny sukces Polski.
W 1989 roku Polska przetransformowała się w III RP. Dziś III Rzeczpospolita jest przez wielu Polaków nazywa wprost "przedłużeniem Peerelu" lub jej "trwałym udoskonaleniem".
I tak jak kiedyś sądy walczyły z przeciwnikami PRL, tak dziś te same sądy, a trzeba pamiętać, że 60 procent sędziów to byli członkowie PZPR, walczą z krytykami III RP w interesie nowych ustrojowych beneficjentów. W PRL za pomocą sądów zamykano usta krytykom komunistycznego systemu. Dziś za pomocą wyroków sądowych dawni krytycy PRL zamykają usta krytykom III RP, szczególnie tym, którzy nie boją się ujawniać prawdy o zakłamanej PRL, a szczególnie o jej opozycyjnych herosach oraz o postkomunizmie tak dobrze funkcjonującym w III RP.
W Polsce zagrożona jest wolność wyrażania opinii o ludziach dawnej tzw. konstruktywnej opozycji. Najjaskrawszym tego przykładem jest skazanie przez warszawski sąd apelacyjny prof. Andrzeja Zybertowicza za wypowiedziane przez niego zdanie: "Adam Michnik wielokrotnie argumentował: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację". Profesor Andrzej Zybertowicz ma przeprosić Michnika i zapłacić 10 tys. zł na cele charytatywne. Niestety, sąd apelacyjny zupełnie bezkrytycznie podtrzymał wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, który najwidoczniej uważał, że publicysta nie ma prawa do wyrażania własnych opinii. Jak się okazuje, głoszenie własnych poglądow na wniosek powoda może być uznane przez sąd za niesłuszne, niesprawiedliwe i krzywdzące. Gdyby tylko niezależny sąd poszukał w archiwach czy w internecie, to znalazłby wiele tekstów Adama Michnika wręcz idealnie się wpisujących w sens wypowiedzi prof. Andrzeja Zybertowicza. Tak cytowane zabrzmiałyby jeszcze dobitniej niż inkryminowany opis zachowania Michnika. Jest bowiem bezspornym faktem, że Adam Michnik wielokrotnie przywoływał fakt swojego uwięzienia i podawał przykłady prześladowania go przez władze PRL. Robił to najczęściej w czasie publicznych dyskusji, ale także na forum Sejmu, by wzmocnić swoją argumentację; uczynić ją dla przeciwnika politycznego trudniejszą do podważenia właśnie z racji traumatycznych przeżyć, jakich doznał w obronie wolności, godności etc. Ofierze systemu komunistycznego, budowniczemu III RP, trudno zarzucić działanie w złej intencji bez narażenia się na proces o zniesławienie i oczywiście medialny ostracyzm.
Z przewagi "kombatanta" nie potrafi też rezygnować poseł Stefan Niesiołowski. Trochę tak mimochodem rzucone przez niego w stronę idącego na mównicę sejmową Jarosława Kaczyńskiego: "A ile ty siedziałeś w więzieniu", wywołało - jak wiadomo - odpowiednio mocną reakcję szefa PiS. Przypomniał on, jak już w pierwszych dniach przesłuchań Stefan Niesiołowski "sypał" kolegów z organizacji "Ruch". W odróżnieniu od Adama Michnika poseł Stefan Niesiołowski nie skorzysta jednak z dochodzenia zadośćuczynienia na drodze sądowej. Kilka lat temu przegrał sprawę z powództwa osoby, którą w swoich publicznych wypowiedziach czynił odpowiedzialną właśnie za "sypanie 'Ruchu'".
Po 20 latach istnienia III RP ponownie zagrożona jest wolność słowa. Coraz częściej słyszymy o zagrożeniu swobody badań naukowych, wolności nauki i dyskusji na uniwersytetach. Niewygodnych naukowców zwalnia się z pracy. Prelegentom, autorom książek i publikacji odmawia się wynajęcia sali na spotkanie z czytelnikami. Media, zupełnie jak w PRL, tworzą atmosferę nagonki na politycznie niepoprawnych uczestników życia zbiorowego. Młodzi historycy boją się napiętnowania "GW", którą czyta się dziś - podobnie jak kiedyś "Trybunę Ludu" - jako forum prezentacji poglądów władzy i jej elit.
A jednak w obronie prof. Andrzeja Zybertowicza, "w obronie wolności słowa" wystąpiło tysiące ludzi zachęconych przez dziennik "Rzeczpospolita". Znacznie, ale to znacznie mniej podpisów pod listem otwartym "przeciw kłamstwu" w obronie racji Adama Michnika zebrała "Gazeta Wyborcza".
W tym moralnym konflikcie nie powinniśmy się kierować emocjami czy osobistymi sympatiami. Jak zawsze mamy obowiązek bronić prawdy i wolności.
Wojciech Reszczyński
Autor jest wicedyrektorem Informacyjnej Agencji Radiowej PR.
Autor: wa