Przejdź do treści
Przejdź do stopki

NIK miażdży wiatraki

Treść

Zdjęcie: Mateusz Marek/ Nasz Dziennik

Brak rzetelnego nadzoru technicznego oraz niejasne, korupcjogenne związki inwestorów z władzami samorządowymi – Najwyższa Izba Kontroli wydała miażdżący raport na temat mechanizmów instalowania w Polsce farm wiatrowych.

Kontrolą objęto inwestycje wiatrakowe prowadzone w latach 2009-2013. Inspektorzy Izby sprawdzili 66 różnych urzędów (gminy, starostwa, inspekcje nadzoru budowlanego). NIK przeprowadziła te badania po wielu skargach, jakie otrzymała od posłów, senatorów, zwłaszcza od mieszkańców i organizacji społecznych.

Raport NIK okazał się druzgocący. Izba bardzo negatywnie oceniła proces powstawania farm wiatrowych, stwierdzono, że władze gmin decydowały o lokalizacji wiatraków, ignorując najczęściej społeczne sprzeciwy. Budową wielu elektrowni zainteresowane były osoby zatrudnione w urzędach, na których ziemi stawiano wiatraki. Potwierdziły się też informacje z poprzednich kontroli mówiące o tym, że zgody lokalnych władz na lokalizację siłowni wiatrowych były w większości przypadków uzależnione od przekazania na rzecz gminy darowizn przez inwestorów.

Kontrolerzy Izby stwierdzili, że proces instalacji farm był często mało przejrzysty, a nawet korupcjogenny. – Niedookreślone dla tego rodzaju działalności gospodarczej prawodawstwo, a także niejednolita doktryna i orzecznictwo, nie gwarantowały w dostatecznym stopniu lokalizowania i budowy elektrowni wiatrowych w sposób bezpieczny dla środowiska i zarazem ograniczający uciążliwość farm dla osób zamieszkałych w ich sąsiedztwie – stwierdziła NIK.

Ludzie są ignorowani

Na krytykę zasłużył fakt, że żadna ze skontrolowanych gmin mimo licznych protestów miejscowej ludności nie zorganizowała referendum w tej sprawie, choć taką formę rozstrzygnięcia ewentualnych sporów dopuszcza prawo. Decyzje podejmowali więc wyłącznie radni. Samorządy umożliwiły wprawdzie mieszkańcom wyrażenie swoich opinii i stanowisk, niemniej jednak ich argumenty z reguły nie były uwzględniane. Aż w jednej trzeciej skontrolowanych przez NIK gmin wiatraki wytwarzające prąd znajdowały się na gruntach wójta, burmistrza, radnych czy ich rodzin. Albo na terenach należących do pracowników urzędów gmin, które w imieniu samorządów uczestniczyły w podejmowaniu decyzji co do miejsca inwestycji. Sytuacje takie wskazują na konflikt interesów, mają charakter korupcjogenny i noszą znamiona niedopuszczalnego lobbingu.

– Zielona energia powinna wiązać się z przejrzystością w działaniach samorządów i precyzyjnym prawem, a nie z korupcją i prywatą – ocenił prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski. – Czysta energia musi być wytwarzana na czystych zasadach. Jest rzeczą niedopuszczalną, że dziś w jednej trzeciej gmin, które skontrolowaliśmy, wiatraki powstawały na terenach samorządowców, którzy podejmowali decyzje o lokalizacji tej inwestycji poprzez zmianę planu zagospodarowania przestrzennego, czy też członków ich rodzin. To musi budzić uzasadnione wątpliwości –powiedział Kwiatkowski.

Niejasne przepisy

Ponadto NIK stwierdziła, że turbiny wiatrowe były zlokalizowane w różnej odległości od budynków mieszkalnych, w tym wypadku zawiniły luki prawne – polskie prawo nie określa bowiem bezpiecznego usytuowania elektrowni wiatrowych. W Polsce odległość elektrowni wiatrowej od zabudowań, w szczególności tych zamieszkałych przez ludzi, warunkowana jest przede wszystkim dopuszczalnym poziomem hałasu, emitowanym przez turbiny. Jednak przepisy regulujące metodologię pomiaru emisji hałasu nie gwarantują ich miarodajnej oceny. Przepisy prawa nie definiują również dopuszczalnych norm dotyczących innych potencjalnych zagrożeń, takich jak chociażby wytwarzane przez turbiny infradźwięki oraz efekty stroboskopowe. Brak stosownych dookreśleń prawnych w konsekwencji prowadził np. do lokalizacji elektrowni wiatrowych na obszarach o istotnych walorach krajobrazowych i przyrodniczych, jak choćby Dolina Rospudy na Suwalszczyźnie.

Ponadto – oceniła Izba – służby dozoru technicznego nie interesowały się bezpieczeństwem funkcjonowania urządzeń technicznych elektrowni. Powiatowi inspektorzy nadzoru budowlanego skontrolowali tylko elementy konstrukcji budowlanej farm: fundamenty, maszty. Działo się tak dlatego, że obowiązujące przepisy o dozorze technicznym nie definiują, jakie elementy mechaniczne (generatory, rotory z gondolą, wirniki, skrzynie biegów, transformatory czy łopaty śmigła) miałyby podlegać kontroli. – W konsekwencji kwestia zapewnienia bezpiecznego użytkowania zasadniczej, technicznej części elektrowni wiatrowych pozostawała i pozostaje poza zainteresowaniem jakichkolwiek organów inspekcyjnych państwa – oceniła NIK.

Anna Ambroziak
Nasz Dziennik, 9 września 2014

Autor: mj