Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mordercy zza biurka mają się dobrze

Treść

Od piętnastu lat polskie sądy nie mogą lub nie chcą sobie poradzić z oceną dokumentu - jednej kartki zadrukowanego papieru. Chodzi o szyfrogram gen. Czesława Kiszczaka, przekazujący uprawnienia o możliwości użycia broni przez oddziały ZOMO pacyfikujące górników podczas stanu wojennego. Sąd Okręgowy w Warszawie uznał wczoraj, że szef owianego złą sławą MSW legalnie przekazał swoje uprawnienia, a jego jedyna wina - i to nieumyślna - polegała na tym, że nie określił szczegółowych przepisów użycia broni. Oznacza to umorzenie procesu, w którym generał Kiszczak był oskarżany o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników kopalni "Wujek" w 1981 roku. Przedstawiciele ofiar pacyfikacji nazwali orzeczenie skandalem i hańbą. Oskarżyciele zapowiadają odwołanie od wyroku. - Panuje zadziwiająca niechęć sądów orzekających w sprawach dotyczących zbrodni stanu wojennego. Drugą kwestią jest stosowanie przedawnienia. Dopiero w trzecim wyroku w sprawie pacyfikacji kopalni "Wujek" uznano, że wobec plutonu specjalnego ZOMO można orzekać, kwalifikując ich czyny jako zbrodnię komunistyczną. Tu jest analogia do sposobu oceny generała Kiszczaka: albo trzeba go uniewinnić, albo skazać. Jego działanie, podobnie jak zomowców czy sędziów, którzy działali w tamtym czasie, należy kwalifikować jako zbrodnię komunistyczną - powiedział nam, komentując orzeczenie sądu, senator Piotr Łukasz Andrzejewski. - Mamy tu do czynienia z przedziwną ochroną ludzi, którzy dopuszczali się zbrodni komunistycznych, stosowaną już nie jednostkowo, ale w wielu orzeczeniach przez sądy różnego pułapu. Później orzeczenia te korygowane są przez sądy drugiej instancji. To nie jest już kwestia właściwej oceny stanu faktycznego, ale błędnej oceny stanu prawnego, który ma zastosowanie do stanu faktycznego - tłumaczy senator. Wyrok sądu wywołał oburzenie wśród rodzin ofiar pacyfikacji. - Nie chciałbym powiedzieć, że to hańba dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, ale skandal to adekwatne stwierdzenie - powiedział przywódca strajku w kopalni "Wujek" Stanisław Płatek. Podkreślił, że prokuratura żądała "symbolicznej" kary dla Kiszczaka, a tymczasem umorzono sprawę. Zdaniem Płatka, warszawski sąd nie jest w stanie rozstrzygnąć tej sprawy. Mecenas Maciej Bednarkiewicz, oskarżyciel posiłkowy, powiedział, że całkowicie się nie zgadza z wyrokiem sądu. - Przyjęcie, że oskarżony działał nieumyślnie, jest dowodem braku podstawowej wiedzy historycznej ze strony sądu - ocenił. Zwrócił uwagę, że sam Kiszczak podczas mów końcowych powiedział, iż był wówczas osobą, która wiedziała wszystko. - Ta świadomość wyklucza nieumyślność - stwierdził adwokat. Sąd Okręgowy w Warszawie odrzucił wczoraj główny zarzut prokuratorski sformułowany w akcie oskarżenia, że gen. Kiszczak w sposób bezprawny przekazał swoje uprawnienia o możliwości użycia broni w szyfrogramie skierowanym do oddziałów Milicji Obywatelskiej, które m.in. miały pacyfikować śląskie kopalnie "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Miało to sprowadzić powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi. Powołał się na wcześniejszy wyrok sądu apelacyjnego, który uznał, iż dekret o stanie wojennym w zakresie obowiązków funkcjonariuszy obowiązywał od dnia wydania, a nie ogłoszenia. Sędzia Ireneusz Szulewicz w ustnym uzasadnieniu powiedział także, iż szyfrogram nie był rozkazem, ale powieleniem przepisów z dekretu o stanie wojennym. - Jeśli uznajemy, że szyfrogram jest powieleniem obowiązującego dekretu o stanie wojennym i uznajemy, że samo prawne dopuszczenie użycia broni palnej przez oddziały zwarte MO było przestępstwem - a to nastąpiło przecież w dekrecie - to odpowiadać za to mogą osoby, które uchwaliły dekret bądź podżegały do jego wydania; w tym procesie oskarżony takiego zarzutu nie ma - oświadczył sędzia. Sąd uznał jedynie, że w przypadku Kiszczaka można mówić o winie nieumyślnej na tle braku wydania szczegółowych przepisów użycia tej broni. A takie przestępstwo uległo przedawnieniu już w 1986 r. i w konsekwencji musi proces umorzyć. - Żadna z ustaw wprowadzonych po 1990 r. nie wprowadziła przedłużenia karalności nieumyślnych przestępstw - powiedział sędzia. Dodał, że kłóci się to z poczuciem sprawiedliwości, ze względu na to, że na Kiszczaku "ciąży przynajmniej pośrednia odpowiedzialność za matactwa i ukrywanie prawdziwych sprawców tragedii, przez co dopiero obecnie stały się możliwe wyroki sądów w Katowicach". Oskarżyciele zapowiedzieli złożenie apelacji od wyroku i są dobrej myśli. - Zbulwersowanie to mało powiedziane. Po wyroku sądu w sprawie milicjantów pacyfikujących górników z "Wujka" poczuliśmy ulgę, że pokazano, iż ktoś strzelał do górników i ktoś ich zabił. Wtedy mówiliśmy, że została ukarana tylko ręka, a nie głowa. Tu okazało się, że de facto nie było głowy, która wydała rozkaz - powiedział przewodniczący śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" Piotr Duda. - Jeżeli wprowadzany jest stan wojenny, wydawana jest broń, staje się jasne, że mogą nastąpić takie sytuacje. To nie jest nieumyślne, trzeba sobie było zdawać sprawę, że mogą być ofiary. Ten człowiek, podejmując decyzję o stanie wojennym, o wysłaniu szyfrogramu, wiedział, że nie opanuje się górników w inny sposób, niż używając broni - dodał. - Zwykli wykonawcy zostali skazani, a ich mocodawcy nie. To niedobry sygnał dla społeczeństwa - że jak kraść, to miliony, a jak mordować, to wielu - powiedział Czesław Kłosek, ranny w kopalni "Manifest Lipcowy". Prokuratura Okręgowa w Katowicach niewątpliwie zwróci się do sądu. - Mordercy zza biurka, do których należał generał Kiszczak, mają się dobrze - powiedział w reakcji na wyrok dr Antoni Dudek, doradca prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Podkreślił, że w polskim orzecznictwie "przeważa skłonność do wynajdywania okoliczności usprawiedliwiających, wobec tych, którzy w aparacie władzy PRL odpowiadali za represje". Wczorajsze orzeczenie jest już trzecie w trwającym od 1994 roku procesie Kiszczaka. Raz został uniewinniony, a raz skazany na dwa lata. Potem te wyroki były uchylane. Kiszczaka czekają wkrótce także inne procesy - za wprowadzenie stanu wojennego oraz za prześladowania podległych mu funkcjonariuszy z powodów religijnych. W czerwcu katowicki sąd apelacyjny prawomocnie skazał na kilkuletnie wyroki 14 byłych członków plutonu specjalnego ZOMO, którzy strzelali do strajkujących górników. Zenon Baranowski "Nasz Dziennik" 2008-07-11

Autor: wa