Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kubica musi liczyć na szczęście

Treść

Jeszcze kilka dni temu Robert Kubica z nadziejami wypowiadał się o swoim starcie w Grand Prix Monaco, szóstej eliminacji mistrzostw świata Formuły 1. Teraz ma minę kwaśną i coraz mniejszą wiarę w możliwość odwrócenia niekorzystnej karty. Po czwartkowych sesjach treningowych był zły jak rzadko, znów narzekał na bolid, który nie prowadził się jak powinien. Jak będzie w dzisiejszych kwalifikacjach, a przede wszystkim w jutrzejszym wyścigu?

Humor Polaka nie mógł dziwić. Od kilku miesięcy narasta w nim frustracja, bo nie jest w stanie jeździć na miarę możliwości i oczekiwań. Marzyła mu się walka o mistrzostwo świata, pozostała rozpaczliwa próba wyciągnięcia z samego dna. Kubica w pięciu dotychczasowych eliminacjach nie zajął ani jednego punktowanego miejsca, walczył z rywalami, którzy zagradzali mu drogę (jak Sebastian Vettel z Australii), a najczęściej ze szwankującym i źle prowadzącym się bolidem. To zaskoczenie, bo w poprzednim sezonie pojazd w barwach BMW-Sauber spisywał się dobrze i był niezawodny. Teraz krakowianin narzeka to na balans, to na brak przyczepności, to na słabe hamulce. - W czwartek brakowało nam osiągów. Do tego z powodu awarii silnika spędziłem zbyt mało czasu na torze - powiedział. Awaria motoru, już drugiego w sezonie, nie pozwoliła mu nie tylko przejechać oczekiwanej ilość kilometrów testowych, ale i wzmogła mały alarm. Jak wiadomo, bez konsekwencji każdy kierowca może w trakcie sezonu skorzystać z ośmiu jednostek napędowych. Kubicy dwie już odpadły, zostało sześć, do zakończenia zmagań droga daleka i silniki będą musiały wytrzymać dużo większe odciążenia niż zakładano. Może to oznaczać próby oszczędzania ich podczas treningów, z drugiej strony byłoby to nielogiczne, wszak są one jedyną okazją do sprawdzania nowych rozwiązań, pomysłów i poszukiwania ustawień. Pociesza tylko fakt, że silnik, który spłonął w czwartek i tak dogorywał swych dni.
W Monako Polak liczył, że wykorzysta swe umiejętności, opanowanie, zimną głowę i refleks i nawet mimo wolniejszego od konkurentów bolidu postara się włączyć do walki o najwyższe cele. Bez dobrze prowadzącego się auta będzie to jednak niemożliwe, bo na krętych, wąskich ulicach księstwa każdy najdrobniejszy błąd drogo kosztuje. Oczywiście tu, jak na żadnym innym torze, w cenie jest kierowca, ale nawet on, bez świetnie spisującego się auta niewiele zdziała.
Kubica pojedzie w bolidzie pozbawionym nowych rozwiązań. Te mają zostać wprowadzone w następnej eliminacji, GP Turcji. Mowa m.in. o podwójnym dyfuzorze, systemie KERS. Rywale tymczasem nie próżnują i oferują swoim zawodnikom nowinki już teraz. Treningi pokazały, że na ulicach Monte Carlo znów powinni się liczyć reprezentanci Ferrari i McLarena, fantastycznie jechał Lewis Hamilton, który wyrasta na jednego z głównych faworytów. - Kocham tu jeździć, kocham ten ryk silników, nieporównywalny z żadnym innym obiektem. Jestem optymistą, uważam, że mogę zająć miejsce w czołowej piątce kwalifikacji, co da mi świetną pozycję wyjściową - przekonuje Brytyjczyk.
Mniej uważni obserwatorzy zmagań Formuły 1 są zapewne zdziwieni, iż pierwsze sesje treningowe odbyły się już w czwartek, a wczoraj kierowcy udzielali się medialnie, spełniali swe powinności wobec sponsorów, pokazywali z tzw. celebrytami albo w zaciszu obmyślali taktykę na kwalifikacje i wyścig. To specyfika zmagań w Monte Carlo. Piątek jest tam dniem wolnym, na ulice wraca normalne życie i ruch, szaleństwo na nowo rozpoczyna się w sobotę i trwa aż do niedzielnego popołudnia. Oznacza to też... problemy. Warunki na torze z czwartku i soboty mogą się bowiem bardzo różnić, z drugiej strony kierowcy są do tego przyzwyczajeni i potrafią sobie radzić. Będzie ciekawie, to pewne. Otoczka wyścigu, klimat i atmosfera są wyjątkowe, wyjątkowy i niepowtarzalny jest tor, ryzyko kolizji większe niż gdziekolwiek, a co za tym idzie - trudno cokolwiek przewidzieć. W tym też swe nadzieje pokłada Robert Kubica. Polak jest jednym z najbardziej opanowanych zawodników w stawce i jeśli tylko dopisze mu szczęście (tu ważne), może wreszcie sprawić sobie i swym kibicom nieco frajdy. Oby tylko bolid pozwolił mu dojechać od startu do mety, oby wszystko znalazło się w jego rękach. Przed rokiem nasz reprezentant był w Monako drugi, jutro taki wynik byłby szczytem marzeń.
Faworyci? Od początku sezonu fantastycznie spisują się pojazdy w barwach Brawn GP, rewelacyjnie jeździ Brytyjczyk Jenson Button i zapewne mierzy w kolejne zwycięstwo. Ambicje ma Vettel w kapitalnym bolidzie Red Bulla, ale dotychczasowym liderom może szyki pomieszać Hamilton. Mistrz świata wreszcie zdaje się mieć do dyspozycji auto zdolne nawiązać walkę z czołówką, a tor w Monako uwielbia i czuje się na nim jak ryba w wodzie.
Formuła 1 zjechała do Monte Carlo już po raz 56. Pod względem liczby rozegranych eliminacji wyścig ten ustępuje tylko włoskiej Monzie, która najszybszych kierowców świata gościła już 58 razy.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-05-23

Autor: wa