Kraków pozna prawdę
Treść
NOWY SĄCZ. Śledztwo w sprawie fałszywej lekarki z Gorlic przejęła krakowska prokuratura
Prokuratura Apelacyjna uwzględniła wniosek Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu, która prosiła o wyłączenie jej z prowadzenia śledztwa w sprawie 36-letniej gorliczanki. Kobieta przez osiem lat pracowała w szpitalu, mimo że nigdy nie ukończyła studiów medycznych.
Sądecka prokuratura uzasadniła wniosek tym, że w podległej jej Prokuraturze Rejonowej w Gorlicach pracuje córka byłego dyrektora tamtejszego szpitala, który przyjął na staż fałszywą panią doktor. Tym samym, niezależnie od wyników śledztwa, można by jej zarzuć brak obiektywizmu w badaniu tej kontrowersyjnej sprawy. Prokuratura Apelacyjna zobowiązała Prokuraturę Okręgową w Krakowie do wskazania jednostki, która przejmie to śledztwo.
- Przekażemy jej dokumentację, którą do tej pory udało nam się zgromadzić - mówi Zdzisław Bocheński, prokurator okręgowy w Nowym Sączu. - Przesłuchaliśmy już kilku pracowników szpitala, w tym kadrową, a także część personelu ośrodków zdrowia, w których pracowała ta kobieta. Mamy więc materiał wyjściowy do prowadzenia śledztwa przez krakowską prokuraturę.
Przed kilkoma tygodniami informowaliśmy o ujawnieniu w Gorlicach oszustki, która podając się za absolwentkę Akademii Medycznej w Łodzi przez osiem lat pracowała w tamtejszym szpitalu. Ostatnio zatrudniona była w charakterze młodszego asystenta na oddziale wewnętrznym, dorabiała też w pogotowiu ratunkowym oraz ośrodkach zdrowia w Dominikowicach i Sękowej. Oszustwo wyszło na jaw, gdy ceniona przez lekarzy i pacjentów kobieta przystąpiła do robienia specjalizacji z chorób wewnętrznych. Gdy Izba Lekarska zażądała od szpitala dokumentu poświadczającego, iż ma kwalifikacje do wykonywania zawodu, okazało się, że w jej teczce personalnej brakuje dyplomu ukończenia medycyny.
Dochodzenie ujawniło poważne rozbieżności dotyczące okoliczności, w jakich 36-latka została przyjęta do gorlickiego szpitala. Przyjmujący ją na staż dr Franciszek Rachel utrzymuje, że kobieta obiecała donieść dyplom, więc skierował ją do kadr. Była jednak dla niego osobą wiarygodną, bo pochodziła z lekarskiej rodziny, lekarzem jest też jej mąż pracujący w tej placówce.
- Kadry nie sygnalizowały braku dyplomu w dokumentacji, a dyrekcja nie ma zwyczaju kontrolowania teczek personalnych - wyjaśniał w rozmowie z "Dziennikiem" Franciszek Rachel.
Tymczasem dr Zygmunt Dżija, który w 1999 r. kierował gorlickim szpitalem i podpisywał z 36-latką umowę po odbyciu rocznego stażu utrzymuje, że widział kserokopię dyplomu ukończenia przez nią medycyny. Dziś sugeruje, iż mogła to być fałszywka, która w dziwny sposób zniknęła z dokumentacji, gdy wyszło na jaw, iż kobieta nigdy takich studiów nie skończyła.
(SZEL)
żródło: "Dziennik Polski" 2006-02-17
Autor: mj