Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jutro pierwsze posiedzenie tzw. komisji hazardowej

Treść

Ze Zbigniewem Wassermannem, członkiem sejmowej komisji śledczej badającej nieprawidłowości przy pracach nad ustawą o grach i zakładach wzajemnych, rozmawia Anna Ambroziak
Jutro pierwsze "techniczne" spotkanie komisji. Na jaki temat będą Państwo rozmawiać?
- Na pewno zostanie poruszona kwestia planu jej działania. Będę starał się o to, by podzielono prace na trzy okresy, tj. ten pod rządami PO, potem okres rządów PiS i na końcu - SLD. Proponowaliśmy już wcześniej, by przy tak przyjętej kolejności komisja miała rotacyjne przewodnictwo, tzn., jeżeli jest wyjaśniana sprawa z czasów PO, to na czele stoi ktoś z PiS - i odwrotnie. Niestety, pomysł został odrzucony. Zobaczymy więc, co zaproponuje jutro Platforma.
Tempo prac komisji jest "zabójcze" - raport z jej działalności ma powstać do 28 lutego 2010 roku. To tylko nieco ponad trzy miesiące. Zdążą Państwo zbadać wszystkie wątki afery?
- Tu zagrożenie dotyczy wszystkich prac komisji. Nigdy dotychczas nie zastosowano wobec komisji śledczej klauzuli czasowej. To pewien element do wykorzystania w celu powierzchowności i szybkości postępowania kosztem jakości i rzetelności badania. PO podkreśla, że można wystąpić o wydłużenie terminu, ale trzeba mieć wtedy większość głosujących za tym. Jeśli jej nie będzie, to można tylko o tym pomarzyć. A materia jest bardzo rozległa, bo dotyczy także poprzednich dwóch kadencji Sejmu. Komisja rywinowska jest uważana przez wielu za najsprawniejszą do tej pory sejmową komisję śledczą. Zajmowała się ona kwestiami tylko jednej ustawy - medialnej - a pracowała od stycznia 2003 r. do kwietnia 2004 r., jednak i tak nie udało się jej ujawnić wszystkich machinacji i przekrętów. W tym czasie będzie można niestety omówić tylko część wątków. Poza tym PO chce, by kolejność rozpatrywania spraw była inna, niż my proponowaliśmy - sugeruje, by okres jej rządów był rozpatrywany na końcu. To bardzo czytelna taktyka. Wtedy bowiem komisja omówi najwyżej prace nad ustawami hazardowymi za czasów rządów SLD i PiS. A gdy przyjdzie pora na przesłuchanie Zbigniewa Chlebowskiego, Mirosława Drzewieckiego i innych polityków Platformy, komisji zostanie już na to za mało czasu. Dlatego ten plan układania działania komisji jest tak ważny. Tu każdy element może być wykorzystany przeciwko niej na rzecz ochrony interesów PO. I stąd ta dyskusja, czy ktoś może lub nie może być wzywany. Wciąż powraca obawa, że PO zamiast wyjaśnić to, co legło u przyczyn powołania komisji, czyli m.in. niejasne interesy i kontakty swoich czołowych polityków z lobbystami branży hazardowej, zechce rozmydlić sprawę, zamiatając ważne wątki pod dywan.
Spodziewa się Pan problemów w przesłuchaniu śląskich biznesmenów: Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska? Zapisy, które zostały przedstawione w uchwale PO, dotyczą tylko członków Rady Ministrów i funkcjonariuszy publicznych uczestniczących w procesie stanowienia prawa oraz parlamentarzystów, którzy brali udział w procesie jego stanowienia...
- Osoby z tego środowiska zeznawały też przed komisją ds. Orlenu. Ale czy i tu nie będzie z tym problemu - tego nie mogę wykluczyć, gdyż widać wyraźnie, że dla PO ta sprawa jest ogromnie kompromitująca, więc zrobią wszystko, by ją zneutralizować. Było to bardzo widoczne przy samym procesie tworzenia tej komisji - przy kwestii, jaki ma być jej zakres. Nie wątpię, że zostanie narzucony taki tryb wyjaśniania tej sprawy, żeby później stwierdzić: myśmy chcieli wszystko wyjaśnić, ale się nie udało, gdyż komisja źle funkcjonowała.
Pozostaje jeszcze kwestia konfrontacji zeznań polityków PO z byłym szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariuszem Kamińskim.
- Będą to zeznania pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Wszyscy zeznający będą musieli podać dowody na potwierdzenie swoich twierdzeń, przedstawić dokumenty, odnieść się do świadków. To będzie pierwsze pole weryfikacyjne. Drugie będzie wówczas, gdy okaże się, że w zeznaniach są sprzeczności. Wtedy trzeba zastosować instytucję konfrontacji, czyli stanięcia twarzą w twarz. To instytucja prawa procesowego karnego, stosowana przez sądy i prokuraturę. Dlaczego nie miałaby stosować tego i ta komisja, jeśli zajdą ku temu takie przesłanki? Nie można - bo to jest kompromitujące - mówić o tym, że tych ludzi nie należy konfrontować, bo zajmują różne pozycje w hierarchii funkcji. Prawo jest równe dla wszystkich.
Nie zastanawia Pana fakt, że rządowa inicjatywa w sprawie ustawy hazardowej pojawiła się wtedy, gdy opinia publiczna była zbulwersowana aferą podsłuchową ABW?
- Owszem, wszyscy oczekiwaliśmy tego, że premier powie wówczas, jakie zostaną podjęte sankcje wobec winnych, ale on w ogóle się na ten temat nie wypowiedział i próbował to przykryć sprawą ustawy hazardowej. Odwrócił uwagę od tego, co było ważne. Ta nowa ustawa jest dziwacznym sposobem rozwiązania problemu, bo to premier chce narzucić to, jak ona ma być uchwalana, kiedy ma obowiązywać itp. To wygląda na sytuację typowo propagandową przed zbliżającymi się wyborami. Poza tym dziwne są co najmniej niektóre z pomysłów szefa rządu, który deklaruje, że podda kontroli wszystkie automaty niskowygraniowe, a tymczasem urząd celny nie ma uprawnień, by to kontrolować. Poza tym trzeba się zastanowić nad tym, czy hazard, który jest nałogiem i przynosi pewne środki do budżetu, da się znieść w całości. A samego dokumentu jak dotąd nikt nie widział, a w zapewnienia premiera, że on istnieje, nie można zbytnio wierzyć.
Chyba spodziewali się Państwo, że Platforma nie będzie chciała zrezygnować z absolutnej dominacji w komisji hazardowej. Po co teraz ten lament?
- Zaszły tu pewne mechanizmy, na które niewątpliwie warto zwrócić uwagę. Po pierwsze - przyzwoite zachowanie posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy także w ten sposób postąpili przy głosowaniu nad zakresem prac komisji, popierając nasze twierdzenie, że tę aferę trzeba badać także w kontekście przecieku. Miało to kapitalne znaczenie dla całości zdarzenia. Po raz drugi PSL zachowało się fair przy głosowaniu nad prezydium komisji. Poseł Stefaniuk odmówił pełnienia funkcji jej wiceszefa, którą mu proponowała PO, stwierdzając, że ta funkcja powinna przynależeć największemu ugrupowaniu opozycyjnemu. Zaskoczeniem negatywnym było zachowanie posła SLD, który głosował tak, jak chciała Platforma.
Przewodniczący Mirosław Sekuła (PO) argumentował, że nie może być Pan wiceprzewodniczącym, bo już sprawuje Pan tę funkcję w komisji śledczej badającej okoliczności śmierci i porwania Krzysztofa Olewnika.
- To dla mnie argument nie do przyjęcia. To typowa manipulacja ze strony polityka, który wie, że już przy zgłoszeniu mojego wniosku do marszałka Komorowskiego było takie zastrzeżenie, iż kiedy zostanę wybrany do prezydium komisji ds. afery hazardowej, będę musiał zrezygnować z szefowania w tamtej komisji, w której de facto uczestniczę na wyraźną prośbę przewodniczącego Marka Biernackiego. To wszystko pokazuje, że w czasie prac w komisji hazardowej będziemy mieć do czynienia z różnymi manipulacjami ze strony przedstawicieli PO i SLD. I że praca w tej komisji będzie bardzo trudna.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-11-09

Autor: wa