Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Glimar rozszarpią wierzyciele?

Treść

Rafineria "Glimar" może zostać rozebrana na kawałki przez wierzycieli. Oznaczać to będzie ostateczny koniec tej niedawnej chluby Gorlic.



Skończyły się pieniądze na finansowanie procesu upadłościowego rafinerii "Glimar". Grozi rozdanie jej całego majątku wierzycielom poprzez komorników na zasadzie, kto pierwszy ten lepszy.

Bez ofert

Nadzieje na zakup "Glimaru" okazały się płonne. W miniony piątek syndyk masy upadłościowej Bożena Polesek miała przedstawić Radzie Wierzycieli najlepszą z ofert zakupu. Niestety, nie miała żadnej. W tej sytuacji syndyk zamierza z początkiem maja wystąpić o umorzenie procesu upadłościowego, gdyż na dalsze jego prowadzenie nie ma już pieniędzy. Jeśli doszłoby do umorzenia, cały majątek przechodzi z powrotem do upadłej spółki i zostanie poddany windykacjom wierzycieli. W takim przypadku nie będzie obowiązywała dotychczas ustalona kolejność zaspokajania roszczeń tych, którym rafineria winna jest jakieś pieniądze. Ponieważ to rozwiązanie jest dużo mniej korzystne finansowo dla wierzycieli, uczynią oni wszystko, by rozebrać między siebie wszystko, co stanowi jakąkolwiek wartość w "Glimarze", - dosłownie do gołej ziemi.

Płonne nadzieje

Wśród tych, którzy wykazywali zainteresowanie gorlicką rafinerią, wymieniało się jednym tchem "Orlen" i "Lotos". Sensację i nadzieję wzbudziło przedsiębiorstwo z Kuwejtu, które miało być ozdrowieńczym inwestorem z bogatego kraju. Według Bożeny Polesek zabiegi Kuwejtczyków sprowadziły się do pytania: "Co tam macie?".

"Glimar" liczy sobie 120 lat. Półtora roku temu zatrudniał jeszcze 450 osób. Po tym, jak zainwestował 450 mln zł w nowe technologie przerobu ropy naftowej, ogłosił upadłość.

Wstępnie majątek przedsiębiorstwa naftowego oszacowano na 360 mln zł. Kwota okazała się zaporowa i za zgodą Rady Wierzycieli obniżona. Główni oferenci wydawali się bardzo poważnie zaangażowani w zakup "Glimaru". Dokonali nawet własnego audytu przyszłej własności, ale jak na razie na tym się skończyło. Wydawało się, że za tym stać będą konkretne oferty. Syndyk miała wybrać z nich najciekawszą i przedstawić Radzie Wierzycieli.

- Niestety nie posiadałam w piątek do przedstawienia żadnej oferty - powiedziała nam wczoraj Bożena Polesek. Jakie to ma konsekwencje? Bardzo poważne. Przede wszystkim, gdyby "Glimar" został sprzedany, wierzyciele mogliby liczyć na jakieś konkretne pieniądze, jako rekompensatę za to, co utopili w firmę. Syndyk dysponuje listą około tysiąca podmiotów, które mają roszczenia wobec "Glimaru". Jest ustalona kolejność zaspokojenia tych roszczeń.

Teraz jednak, gdy nadzieje na sprzedaż są bliskie zeru, pozostaje wierzycielom szarpanina o każde urządzenie, każdy element majątku. Tutaj już nie ma mowy o ustaleniach z listy.

- Poza paroma wyjątkami generalnie obowiązywać może zasada, kto pierwszy ten lepszy - mówi Bożena Polesek. - Skończyły się już pieniądze na dalsze prowadzenie procesu upadłościowego. Do tej pory finansowany był ze sprzedaży majątku i jego częściowej dzierżawy. Od momentu ogłoszenia o zamiarze sprzedaży, czyli od lipca 2006 roku, ogromny majątek jest utrzymywany w stanie technicznej używalności, a to kosztuje.

Milion na utrzymanie

W całej obsłudze procesu upadłościowego zaangażowane są 72 osoby. Miesięcznie koszt utrzymania całego majątku w takim stanie, by ktoś mógł go kupić, kosztuje milion złotych!

- Prowadzone są zabiegi techniczne, by urządzenia i linie technologiczne nie rdzewiały - wyjaśnia syndyk. - Majątek ruchomy i cały ogromny teren trzeba przeglądać, dozorować, ubezpieczyć. Do tego dochodzą koszty zużywanego prądu i gazu. Funkcjonować musi oczyszczalnia ścieków. Tu ponad sto lat trwał proces przerobu ropy. Ilość nieczystości, które trzeba osadzać jest niewiele mniejsza, niż gdy rafineria normalnie funkcjonowała. Cały czas pracują mechanicy, elektrycy, służby księgowe, na bieżąco wyliczające stan zobowiązań z odsetkami. Pieniądze na opłacenie tego wszystko praktycznie się skończyły. Jeśli doszłoby do umorzenia procesu upadłościowego, majątek przechodzi na rzecz upadłej spółki, która prawnie wciąż istnieje.

Wówczas już wierzyciele dokonają reszty.

Wojciech Chmura, "Dziennik Polski" 2007-04-24

Autor: ea