Geotermia w Toruniu umocni nasze państwo
Treść
Nie ulega wątpliwości, że energia to podstawa rozwoju gospodarczego. To z  tego powodu każde państwo, które rzeczywiście myśli o niezależności  gospodarczej, stara się zapewnić bezpieczeństwo dostaw energii z perspektywą  wielu lat do przodu. Pod pojęciem bezpieczeństwa dostaw należy rozumieć dwie  strategie, niekoniecznie wykluczające się nawzajem.
Państwa  nieposiadające własnych zasobów energetycznych bezpieczeństwo muszą zapewnić  poprzez dywersyfikację dostaw, zgodnie z teorią rozprzestrzenienia ryzyka w  czasie i przestrzeni (spreading of risk in time and space). Podstawą tak  rozumianej dywersyfikacji jest oczywiście nie tyle liczba gazociągów czy też  ropociągów, co różnicowanie dostaw od podmiotów gospodarczych i politycznych  nawzajem ze sobą konkurujących. Ewidentnym brakiem myślenia o bezpieczeństwie  energetycznym Europy byłoby pełne uzależnianie się od dostaw gazu rosyjskiego.  Właśnie w wypadku tego państwa nie ma podstawowego znaczenia liczba gazociągów.  Rosja, prowadząc nieprzerwanie od wielu wieków stabilną politykę  wielkomocarstwową, posiadając ogromne zasoby energetyczne, stara się zapewnić  swoje wpływy, a więc i własne bezpieczeństwo, poprzez uzależnianie innych państw  od dostaw własnych zasobów energetycznych. Wydaje się, że winno to robić każde  rozsądne państwo. 
Węgiel to podstawa
Polska posiada ponad 14  miliardów ton węgla kamiennego, a więc ponad 80 proc. dostępnych w obecnych  technologiach wydobywczych złóż w Unii Europejskiej. Na podobnym poziomie  szacowane są również polskie zasoby węgla brunatnego. Są to więc zasoby, które  gwarantują rzeczywiste bezpieczeństwo energetyczne Polski, mogące praktycznie w  100 proc. uniezależnić nas od dostaw zewnętrznych na setki lat. W tym miejscu  należy także wspomnieć o polskich zasobach geotermalnych, których zasobność -  szacowana przez wysokiej klasy specjalistów z profesorami Julianem Sokołowskim,  Ryszardem Kozłowskim i Jackiem Zimnym na czele - przewyższa 150 razy nasze  potrzeby. W tej sytuacji węgiel i zasoby geotermalne winny być głównym punktem  zainteresowania Polski jako bazy dla bezpieczeństwa energetycznego kraju.  
Niestety, podpisując traktat akcesyjny, rozpoczęliśmy skutecznie proces  blokady polskiego węgla, przyjmując ostre, takie same dla całej Unii  Europejskiej, normy dla zawartości pyłów w atmosferze. Koncentracja tych pyłów  jest wprawdzie efektem spalania, ale i wynika z zapyleń naturalnych (gleby  użytkowane rolniczo), które w naszej strefie geograficznej są wielokrotnie  większe niż w krajach mających bezpośredni kontakt z rozległymi morzami,  oceanami lub lodowcami. W tej sytuacji, przy nieuchronnym wzroście  zapotrzebowania na energię, nie chcąc przekroczyć norm zawartości pyłów w  atmosferze, musimy albo zacząć inwestować w najnowsze technologie spalania  węgla, albo rezygnować z niego na rzecz mniej emisyjnych pod względem pyłów  takich nośników energii, jak: ropa, gaz czy też energia jądrowa. Pierwsze  rozwiązanie niesie za sobą szybki wzrost kosztów energii, drugie z kolei -  uzależnianie się od dostaw zewnętrznych, które, jak pokazuje ostatni konflikt  gazowy Rosja - Ukraina - UE, w perspektywie nawet najbliższych lat może sprzyjać  zarówno wzrostowi kosztów, jak i obniżeniu bezpieczeństwa. 
To Unia  niszczy klimat, a nie Polska
Blokada polskiego węgla w UE wydaje się  trwać, i to pod hasłem zbyt dużej koncentracji dwutlenku węgla w atmosferze,  mającej powodować niekorzystne zmiany klimatyczne. Ewidentnym przykładem tego  jest wynegocjowany przez rząd polski na grudniowym szczycie UE pakiet  klimatyczno-energetyczny. Podjęto tam, na wniosek Komisji Europejskiej, decyzję,  że do roku 2020 cała UE, a tym samym i Polska, dokona dwudziestoprocentowej  redukcji emisji dwutlenku węgla do atmosfery. Teoretycznie jest to kontynuacja  strategii konwencji klimatycznej i protokołu z Kioto, którego sygnatariusze  zobowiązali się do obniżki emisji gazów cieplarnianych w latach 2008-2012 w  stosunku do roku bazowego. Dla Polski był to rok 1988, a dla państw "starej"  Piętnastki rok 1990. Zgodnie z protokołem, Polska miała dokonać redukcji na  poziomie 6 proc., podczas gdy "stara" Piętnastka, z uwagi na zdecydowanie wyższy  rozwój gospodarczy, na poziomie 8 procent. Z punktu widzenia Polski,  realizującej konsekwentnie konwencję klimatyczną i protokół z Kioto, redukcja  dwutlenku węgla o 20 proc. do roku 2020 była do zaakceptowania. Przypomnijmy, że  Polska w odróżnieniu od "starej" Piętnastki wywiązała się z nawiązką z  zobowiązań protokołu z Kioto, dokonując redukcji emisji CO2 w roku 2005 w  stosunku do obowiązującego w protokole z Kioto roku bazowego na poziomie 32  procent. 
Przyjmując za pewnik, że wzrost koncentracji CO2 w atmosferze  powoduje negatywne zmiany klimatyczne, należy stwierdzić, że Polska, ponosząc  znaczne koszty, chroniła konsekwentnie klimat od 1988 roku. Nie uczyniła tego  "stara" Piętnastka, która rozliczając się wspólnie, dokonała tej redukcji w  porównywalnym okresie zaledwie na poziomie 1 procenta. Niszczyła więc klimat,  nie wypełniając podpisanych przez siebie zobowiązań. W tej sytuacji zaskoczeniem  jest to, że Polska zamiast twardo domagać się rozliczenia "starej" Piętnastki z  jej zobowiązań i zmuszać ją do poniesienia odpowiedzialności, odstąpiła w  pakiecie klimatyczno-energetycznym od roku bazowego z protokołu z Kioto.  Zobowiązaliśmy się dokonywać dalszej redukcji emisji CO2 o 20 proc. do roku 2020  z tym, że za rok bazowy dla wszystkich państw UE "wynegocjowaliśmy" rok 2005. Z  wielką szkodą dla Polski "wynegocjowaliśmy" takie samo traktowanie wewnątrz UE i  od roku 2005 nie liczy się zarówno to, że Polska dokonała redukcji na poziomie  32 proc., jak i to, że Hiszpania w tym czasie, korzystając ze środków UE,  dokonała wzrostu emisji CO2 o ponad 40 procent. Nie liczy się "przeszłość" i  poniesione przez nas koszty. Liczy się "przyszłość" i "solidarnie chronimy  klimat", mimo że dalsza redukcja CO2 to dla Polski konieczność albo następnych  kosztów związanych z nowymi, niskoemisyjnymi technologiami spalania węgla, albo  polityka dalszego uzależniania polskiej gospodarki od dostaw mniej emisyjnych w  CO2 źródeł energii, a więc gazu, ropy naftowej czy też energii jądrowej.  "Wyśmienity interes" i pełen "sukces" negocjacyjny rządzącej koalicji PO - PSL.  Zamiast domagać się miliardów euro od tych, którzy nie wywiązali się z  zobowiązań wynikających z protokołu z Kioto, wynegocjowano dla Polski  praktycznie dalszą blokadę polskiego węgla poprzez redukcję CO2 do poziomu 52  proc. w stosunku do roku bazowego z protokołu z Kioto. Należy tu podkreślić, że  "stara" Piętnastka wynegocjowała, że dokona tego w porównywalnym okresie na  poziomie 21 procent. "Wielkim sukcesem", według pana premiera, jest jeszcze to,  że za tę operację, która oznacza blokadę naszego węgla, wynegocjowaliśmy  możliwość zapłacenia 60 mld zł z pieniędzy, które sami musimy wygospodarować.  
Zobowiązań trzeba dotrzymywać
Wynegocjowany pakiet  klimatyczno-energetyczny zobowiązuje nas, odnośnie do odnawialnych źródeł  energii, by w roku 2020 udział tej energii w ogólnym bilansie stanowił 14,5  procent. Należy tu przypomnieć, że w traktacie akcesyjnym zobowiązaliśmy się, że  do roku 2010 udział energii odnawialnej będzie stanowił poziom 7,5 procent. Nie  spełnimy prawdopodobnie tego wymagania, gdyż, jak donosi Krajowa Agencja  Poszanowania Energii, w roku 2006 osiągnęliśmy poziom zaledwie 5,5 proc. i nic  nie wskazuje na to, że wskaźnik ten wzrośnie w następnych latach. Jesteśmy więc  w trudnej sytuacji, gdyż niespełnienie zobowiązań oznacza narażanie naszego  kraju na konsekwencje finansowe, które, znając Komisję Europejską, będą na pewno  egzekwowane.
Według specjalistów, główną bazą dla odnawialnych źródeł energii  w Polsce może być biomasa i geotermia. Ze względu na uwarunkowania geograficzne  nie posiadamy bowiem w obecnej sytuacji dobrych warunków dla uzyskiwania energii  słonecznej, wodnej czy też wiatrowej. Niestety, biomasa (słoma, odpady drzewne,  odpady komunalne) może być skutecznie blokowana zarówno przez wynegocjowane  przez nas limity CO2, jak i zobowiązania odnośnie do zawartości pyłów w  powietrzu. Chcąc spalać biomasę, musimy stosować, podobnie jak przy węglu,  najnowsze technologie, co oczywiście i musi kosztować, i nie może być  zrealizowane w tak krótkim czasie. Pozostaje więc geotermia.  
Niezorientowanym należy przypomnieć, że w polskich warunkach wraz ze  wzrostem głębokości temperatura ziemi wzrasta na każde 100 m o mniej więcej 3  stopnie Celsjusza. Tak więc na głębokości około 3000 m temperatura wewnątrz  ziemi wynosi około 90 stopni. Specyfiką Polski jest to, że w wielu miejscach na  tych głębokościach mamy wodę i ma ona temperaturę zgodną z temperaturą ziemi na  tej głębokości. Jest więc "piec z gorącą wodą", którą trzeba przetransportować  na powierzchnię ziemi i zużyć jako energię do ogrzewania domów lub też zamienić  na energię elektryczną. Po wykorzystaniu energii cieplnej, a więc po schłodzeniu  tych wód, należy je z powrotem wtłoczyć drugim otworem na tę samą głębokość, z  której zostały pobrane. 
Inwestycja dla pokoleń
Minister  środowiska za czasów rządów PiS promował geotermię, starając się stworzyć jak  najlepsze warunki dla inwestycji w tym zakresie. Zachęcał do uzyskiwania  koncesji, a Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska uczestniczył w zarządzaniu  istniejącymi zakładami geotermalnymi i gromadził odpowiednie fundusze na  specjalnym subkoncie. Odpowiadając na zapotrzebowanie, w początku 2006 roku  Fundacja "Lux Veritatis" złożyła do Ministerstwa Środowiska prośbę o koncesję na  otwór badawczy dotyczący poszukiwania i rozpoznania złoża wód termalnych na  terenie Torunia. Podkreślam, otwór badawczy, gdyż oprócz wiedzy ogólnej decyzja  co do możliwości uruchomienia zakładu geotermalnego musi opierać się na wiedzy  co do wydajności złóż i jakości wód pod względem temperatury i składu  mineralnego. To na podstawie tej wiedzy można projektować zakład odzyskania  energii w oparciu o odpowiednie technologie. 
Po otrzymaniu koncesji z  ministerstwa Fundacja złożyła wniosek do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska  i Gospodarki Wodnej na dofinansowanie tego przedsięwzięcia badawczego. Od tego  momentu rozpoczął się niewybredny i dezinformujący atak środków społecznego  przekazu, nie tyle na Fundację, co personalnie na ojca Tadeusza Rydzyka,  dyrektora Radia Maryja. Ten niespotykany i niezrozumiały atak spowodował, że  procedury otrzymywania koncesji i dotacji zostały poddane niezwykle dokładnej  kontroli zarówno ze strony ówczesnego Ministerstwa Środowiska, jak i Narodowego  Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Ostateczną decyzję co do  wysokości dofinansowania, przy ciągłym ataku środków społecznego przekazu,  podjęto w pierwszej dekadzie listopada 2007 r., a Narodowy Fundusz Ochrony  Środowiska i Gospodarki Wodnej 15 listopada 2007 r. zawarł ostateczną umowę z  Fundacją "Lux Veritatis". 
Zaraz po objęciu władzy przez Platformę  Obywatelską na polecenie nowego ministra środowiska poddano specjalnej kontroli  zarówno koncesję, jak i umowę między Fundacją "Lux Veritatis" i Narodowym  Funduszem Ochrony Środowiska. Jeszcze w styczniu nowy minister środowiska z  rządu koalicyjnego PO - PSL na jednej z konferencji stwierdził, że wszelkie  procedury w zakresie otrzymania koncesji i dofinansowania zostały zachowane i  inwestycja będzie realizowana. Zgodnie z harmonogramem prac w końcu stycznia  2008 roku Fundacja "Lux Veritatis" przekazała plac budowy wykonawcy wyłonionemu  w drodze przetargu. Po rozpoczęciu prac okazało się, że minister środowiska,  mimo iż stwierdził, że wszystko jest w porządku, zlecił szukanie jakichkolwiek  powodów do zerwania umowy, angażując do tego najlepszych prawników. Ostatecznie  umowę zerwano, doszukując się, nieujawnionych oficjalnie, uchybień  formalnoprawnych. Ministerstwo nie interesowało się więc ani wynikami badań, ani  możliwościami wykorzystania geotermii w Toruniu dla wypełnienia zobowiązań  akcesyjnych. Ważne było jedynie to, aby cofnąć dotację i tym samym wstrzymać  prace, spowodować wygaśnięcie koncesji i wpędzić do tego jeszcze Fundację "Lux  Veritatis" w koszty związane z rozpoczętą realizacją inwestycji. 
Reakcja  ludzi na wałach jasnogórskich 13 lipca 2008 roku była jednoznaczna. Prace należy  kontynuować, wpłacając pieniądze na cele statutowe Fundacji "Lux Veritatis",  gdyż służą one Narodowi. Dotychczasowe badania wykazały, że na głębokości 2700  metrów temperatura wody sięga 70 stopni Celsjusza, a wydajność eksploatacyjna  otworu wynosi minimum 360 m3 wody na godzinę. Prace trwają, czekamy na następne  wyniki. Można mieć nadzieję, że wbrew niezrozumiałym decyzjom rządu  społeczeństwo polskie dowie się o własnych możliwościach pozyskiwania energii,  gdzie nie tylko węgiel, ale i złoża geotermalne są szansą na energetyczne  bezpieczeństwo państwa. 
To gorzej niż błąd
Decyzja o  kontynuacji badań w Toruniu to krok w kierunku obrony tożsamości państwa  polskiego. Decyzja ta stoi w sprzeczności z wizją tych, którzy uważają, że  Polska ma rozmyć się jako państwo w jednoczącej się Europie. Mam jedynie  nadzieję, że zerwanie umowy na dofinansowanie otworu geotermalnego w Toruniu  między Fundacją "Lux Veritatis" a Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i  Gospodarki Wodnej to bezwiedny błąd obecnego rządu, a nie celowa jego  działalność, działalność w kierunku uzależniania naszego państwa od zewnętrznych  dostaw energii, którą jeden z najwyższych przedstawicieli obecnego rządu uważa  za niebezpieczną. Wicepremier Waldemar Pawlak w trakcie sejmowej debaty na temat  bezpieczeństwa energetycznego w styczniu br. stwierdził bowiem, że polskie  bezpieczeństwo jest wysokie, gdyż Polska jest najmniej uzależnionym państwem w  UE od dostaw zewnętrznych. Nie odpowiedział natomiast na pytanie, czy to  uzależnienie będzie większe, czy też mniejsze po wprowadzeniu pakietu  klimatyczno-energetycznego. 
Nie wiemy więc, czy obecny rząd dąży do wzrostu  bezpieczeństwa energetycznego kraju opartego na własnych zasobach  energetycznych, czy też odwrotnie, w oparciu o blokadę własnych zasobów promuje  uzależnianie państwa od dostaw zewnętrznych, w tym od importu technologii  nuklearnych z Francji. Francji, która nie posiadając własnych zasobów  energetycznych, postanowiła zapewnić sobie bezpieczeństwo energetyczne, bazując  na rozwoju i eksporcie technologii jądrowych do innych państw. Jasno zostało to  powiedziane podczas wizyty prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego w polskim Sejmie w  ubiegłym roku. Nie można mieć tu pretensji do głowy państwa francuskiego. Dba on  przecież o interesy swojego kraju i należy to zdecydowanie pochwalić. Zdziwienie  budzić powinna natomiast reakcja sali sejmowej, szczególnie w jej centralnej  części, która z pełnym aplauzem przyjmowała wypowiedź prezydenta Sarkozy'ego,  sugerującą w podtekście blokadę polskiego węgla na rzecz importowanych  francuskich technologii energetyki jądrowej. 
Wyprzedaż za  paciorki
Skoro jesteśmy przy energii jądrowej, to należy wspomnieć o  Okrągłym Stole i obchodzonej ostatnio jego 20. rocznicy. To podczas obrad  Okrągłego Stołu w protokole rozbieżności zawarto zapis o rozwoju energetyki  nuklearnej w Polsce. Strona rządowa wtedy, podobnie jak strona rządowa dzisiaj,  stała na stanowisku, że rozwój energetyki jądrowej to przyszłość Polski. Jedyną  różnicą wydaje się to, że wtedy rząd upatrywał bezpieczeństwo energetyczne w  technologiach sowieckich, a teraz w technologiach francuskich. Jak widać,  historia lubi się powtarzać. Znajdujemy się w bardzo trudnej sytuacji, gdyż nie  ulega wątpliwości, że tym razem strona francuska zadba o to, aby pieniądze w  formie pożyczek bankowych znalazły się Polsce, i to na bardzo preferencyjnych  warunkach. Leży to przecież w interesie Francji, która ze względu na swoje  bezpieczeństwo będzie się starała i blokować polski węgiel, i uzależniać inne  państwa, w tym Polskę, od swoich technologii. 
Sprawę pieniędzy pozwoliłem  sobie podnieść po zapoznaniu się ze "Wstępną oceną pakietu  energetyczno-klimatycznego po szczycie unijnym", opracowaną w grudniu ubiegłego  roku przez dr. Bolesława Jankowskiego, specjalizującego się w systemowych  badaniach złożonych z problemów energetyki i ochrony środowiska. Czytamy tam:  "Sposób informowania o wynikach negocjacji na temat Pakietu skłania do smutnych  refleksji. Położenie nacisku na informacje o pieniądzach, jakie mamy zarobić na  sprzedaży uprawnień oraz na uzyskane okresy przejściowe wpisuje się w wizję  naszego członkostwa w Unii, w której Polska jest petentem UE i swoje korzyści  definiuje głównie jako uzyskanie strumieni bezpośrednich środków pieniężnych".  To tymi strumieniami bezpośrednich środków pieniężnych karmione jest polskie  społeczeństwo w środkach społecznego przekazu, gdzie pokazywane są jedynie sumy,  które pozyskaliśmy z UE. Nie ma tam informacji, że w wielu wypadkach jest to  odzyskiwanie i to niepełnych wpłaconych sum, które musimy wpłacać, gdyż  zobowiązaliśmy się do tego traktatem akcesyjnym. Wrażenie jednak pozostaje i UE  jest pokazywana jako "dobry wujek", który bezinteresownie przesyła nam  pieniądze. Muszę powiedzieć, że tego rodzaju dezinformacje uważam za poniżanie  polskiego społeczeństwa. Traktowani jesteśmy, i to również przez polski rząd,  jako ci, którzy nie potrafią liczyć i kojarzyć, i cieszą się z tego, że za  paciorki sprzedają wszystko, co mają najcenniejszego. Przykładem tego wydaje się  właśnie "wynegocjowany" pakiet klimatyczno-energetyczny.
Osobiście nie mam  nic przeciwko wykorzystaniu technologii nuklearnych dla rozwoju gospodarczego.  Wynikać to winno jednak z wielowariantowych analiz gospodarczych obejmujących  ryzyko (terroryzm, składowanie odpadów, uzależnianie od źródeł importu), stan  własnych zasobów energetycznych i tendencje występujące w państwach teoretycznie  wyżej od nas rozwiniętych gospodarczo. W wypadku energetyki jądrowej tendencje  te, zgodnie z ekspertyzą prof. Włodzimierza Bojarskiego, wskazują raczej na  odejście państw europejskich od energetyki jądrowej (bądź to zakaz, łącznie z  konstytucyjnym, bądź też całkowite wstrzymanie budowy nowych). Mam nadzieję, że  dokonamy takiej analizy i podejmując decyzję, nie odkryjemy za parę lat, że o  fundamencie polskiego bezpieczeństwa, czyli o energii, a więc polskim węglu,  polskiej geotermii i polskiej biomasie, decydował będzie niepolski kapitał i nie  państwo polskie, podobnie jak niepolski kapitał zarządza w Polsce większością  banków, hut, cementowni i środków społecznego przekazu. 
Prof. Jan  Szyszko
Prof. dr hab. Jan Szyszko - poseł na Sejm RP (PiS). Kierownik  Samodzielnej Pracowni Oceny i Wyceny Zasobów Przyrodniczych SGGW. Prezes  Stowarzyszenia na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju Polski. Minister ochrony  środowiska zasobów naturalnych i leśnictwa w rządzie AWS - UW. Minister  środowiska w rządzie PiS.
"Nasz Dziennik" 2009-02-18
Autor: wa