Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Dwie drogi

Treść

Burmistrz miasta odrzucił propozycję dyrekcji Powiatowego Urzędu Pracy, która sugerowała zaangażowanie bezrobotnych do wykonywania tzw. prac społecznie użytecznych. Sprawa wywołała kontrowersje w Gorlicach, bo w ten sposób zamknięto drogę do czasowego zatrudnienia dla sporej grupy gorliczan.

Zgodnie z prawem prace społecznie użyteczne bezrobotni mogą wykonywać wyłącznie w miejscu zamieszkania. Stąd to właśnie gmina lub miasto jest formalnym organizatorem takich działań. W samych Gorlicach na 2819 bezrobotnych blisko 2 tys. pozostaje w ewidencji więcej niż 12 miesięcy. 40 proc. z nich to ludzie zagrożeni wykluczeniem społecznym. To właśnie do nich kierowana była oferta.

- Sprawa jest skomplikowana - mówi burmistrz Kazimierz Sterkowicz. - Pojawiły się bowiem głosy, że zaangażowani do różnych prac bezrobotni mieliby zarabiać więcej od pracowników zatrudnionych w instytucjach korzystających z ich pomocy. Dlatego daliśmy sobie więcej czasu na dokładne przeanalizowanie problemu. Nie jesteśmy obojętni na problemy bezrobotnych. Z myślą o grupie, którą szczególnie dotyka problem braku pracy i perspektyw na przyszłość, nosimy się z zamiarem uruchomienia spółdzielni socjalnej. Wymaga to jednak czasu i rozwagi.

Dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Gorlicach Barbara Baczyńska nie kryje zdziwienia argumentami płynącymi z Urzędu Miasta. Zwłaszcza sugestiami o wysokim uposażeniu dla bezrobotnych wykonujących prace społecznie użyteczne.

- Zgodnie z ustawą, nie mogą oni przepracować więcej niż 40 godzin miesięcznie przy minimalnym wynagrodzeniu rzędu 10 złotych za godzinę - wyjaśnia Barbara Baczyńska. - To nie są duże pieniądze, za to korzyści płynących z takich działań nie sposób przecenić. Oferta kierowana jest bowiem do najuboższych bezrobotnych, którzy nie mają już prawa do zasiłku i objęci są wsparciem ośrodka pomocy społecznej. Praca pozwoliłaby im odzyskać wiarę w siebie, a zarabianie pieniędzy z pewnością jest mniej demoralizujące od pobierania zasiłków.

Barbara Baczyńska dodaje, że organizacja prac społecznie użytecznych to rozwiązanie znacznie prostsze od tworzenia spółdzielni socjalnych adresowanych do osób bez większych szans na rynku pracy (m. in. byłych więźniów, ludzi po leczeniu psychiatrycznym, a także narkomanów i alkoholików). To pierwsze rozwiązanie nie wymaga bowiem tworzenia skomplikowanych projektów i jest stosunkowo łatwe w finansowaniu. 40 proc. kosztów pokrywa gmina, reszta pochodzi z Funduszu Pracy.

- Najpierw trzeba stworzyć program reintegracji społecznej i zawodowej tych osób, a dopiero w finale można zakładać spółdzielnię - dodaje Barbara Baczyńska.

Kazimierz Sterkowicz zapowiada przygotowanie programu umożliwiającego stworzenie spółdzielni. Miałoby się to wiązać ze zmianą organizacji niektórych jednostek podległych miastu, np. Miejskiego Zakładu Usług Komunalnych, gdzie niektóre mniej skomplikowane prace mogliby wykonywać członkowie spółdzielni. (SZEL)

"Dziennik Polski" 2006-05-05

Autor: ab