Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Bronią swoich płac

Treść

GORLICE. Wysoka frekwencja w referendum w Glimarze

Prawie 75 proc. za?ogi Rafinerii Nafty "Glimar" wziź?o udzia? w przeprowadzonym w ?rodź referendum, które dotyczy?o proponowanej przez syndyka obni?ki p?ac. Przy urnie zjawi?o siź 121 ze 162 pracowników firmy, która od stycznia ubieg?ego roku jest w stanie upad?o?ci.

Nieliczna załoga gorlickiej rafinerii (przed upadłością zatrudnionych tam było 450 osób), pracuje na umowach terminowych, które wygasają we wrześniu. Układ zbiorowy gwarantował jej zachowanie płac na dotychczasowym poziomie, a nie były one niskie zważywszy, że średnie wynagrodzenie w "Glimarze" wynosiło 2700 zł. Syndyk Bożena Polesek zasugerowała konieczność obniżenia stawek do najniższej krajowej, czyli kwoty 899 zł. Posunięcie to tłumaczy brakiem pieniędzy w kasie zakładu.

- Na razie wiemy jedynie jaka była frekwencja, natomiast wyniki głosowania poznamy dopiero po południu - powiedziała nam wczoraj Helena Kuk, reprezentująca związki zawodowe. - Znam jednak nastroje panujące w załodze i mogę z dużym prawdopodobieństwem założyć, że większość osób biorących udział w referendum opowiedziała się za zachowaniem dotychczasowych stawek.

Co w tej sytuacji zrobi Bożena Polesek? Helena Kuk twierdzi, że syndyk ma prawo jednostronnie wypowiedzieć umowy zawarte z załogą, jednak obowiązuje go sześciomiesięczny termin wypowiedzenia. W tym czasie musi oczywiście płacić pracownikom.

Bożena Polesek próbuje łagodzić napięcie.

- Przecież cały czas trwają poszukiwania inwestora gotowego przejąć zakład i wznowić produkcję. Dopiero wtedy pojawią się szanse na stabilizację wynagrodzeń - mówiła w rozmowie z nami w dniu referendum Bożena Polesek, sugerując, iż warto zacisnąć pasa, gdy ma się w perspektywie ratowanie rafinerii.

Tymczasem związkowcy twierdzą, że mają zamiar ją ratować, tyle że pani syndyk nie chce skorzystać z ich pomocy. Sprzeciwiają się głośno wyprzedaży majątku w kawałkach, bo są przekonani, że łatwiej będzie znaleźć nabywcę na całość, niż na fragmenty ogromnego zakładu.

- Wydzielanie z niego odrębnych części będzie rodziło problemy i dodatkowe koszty - przekonuje Helena Kuk. - Wystarczy wspomnieć choćby o wspólnej instalacji biegnącej przez całą rafinerię.

W chwili zamykania tego wydania "Dziennika" wyniki referendum nie były jeszcze znane. Po południu przedstawiciele załogi mieli się spotkać z syndykiem, by przekonać go do swoich racji i opracować wspólną strategię działania.

- Jesteśmy dobrej myśli - zapewniała nas Helena Kuk. - Chcemy rozmawiać i negocjować, by nie było potrzeby podejmowania bardziej drastycznych działań, w tym strajku. (SZEL)

żródło: "Dziennik Polski" 2006-06-09

Autor: mj