Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Armia kaprali nie wygra wojny

Treść

Największa i jedyna partia opozycyjna, jaką jest PiS, po wyborach otoczona została gronem "doradców". Ci zaczęli radzić, jak przezwyciężyć polityczną niemoc, która prześladuje partię Jarosława Kaczyńskiego. Oczywiście rady sprowadzają się głównie do konieczności odstawienia na boczny tor prezesa. Wiadomo, że przyczyny kryzysu są o wiele głębsze. Nie ma co się rozwodzić nad mocnymi czy słabszymi stronami kampanii wyborczej czy programem. PiS nie działa w warunkach, jakie przysługują każdej innej partii politycznej. Dlatego prowadzenie nawet bardzo dobrej kampanii, stosowanie tych metod, które stosują przeciwnicy, nie działa. A najmniejszy błąd urasta do rozmiarów katastrofy.
Skoro Polska to państwo postkolonialne, peryferyjne, o kalekiej demokracji i celowo wykoślawionym systemie debaty publicznej, rząd nie jest z niczego rozliczany, opozycja systematycznie i fachowo niszczona przez specjalistów od dezinformacji i propagandy, to już kilka lat temu należało wysunąć z tego wnioski.
W ciągu ostatnich 20 lat rozegrała się w Polsce wojna kulturowa. Najpierw żniwo zbierali postkomuniści, teraz Platforma i Palikot. Polska, jaką my sobie wyobrażamy, wielu ludzi po prostu nie interesuje.
Byliśmy świadkami "dyskusji", jakie Tomasz Lis czy Jarosław Gugała urządzili politykom PiS. Parlamentarzyści wyszli z nich zwycięsko, ale w ciągu ostatnich lat wielu polityków tej partii pojawia się regularnie w programach TVN, Polsatu, telewizji publicznej czy w stacjach radiowych, by robić za tarcze strzelnicze. I kampania wyborcza tego nie zmieni. Potrzebna jest strategia na funkcjonowanie w środowisku wrogim i poszerzenie wolnej przestrzeni kulturowej.
Powyborcze sygnały płynące z Moskwy i Berlina pokazują, że europejskie stolice są zainteresowane tym, by Polską rządziła spolegliwa ekipa dbająca wyłącznie o zachowanie władzy, a nie interesy państwowe. Tym bardziej że na świecie rozstrzygają się sprawy bardzo ważne - nowy ład geopolityczny, finansowy, gospodarczy, i ośrodki zagraniczne są głęboko przekonane o tym, że powinniśmy "wykorzystać szansę, by siedzieć cicho". Oznacza to, że w swej wspólnocie jesteśmy kompletnie osamotnieni.
Dlatego PiS powinno dziś poczuwać się do wielkiej odpowiedzialności za 5-milionową rzeszę ludzi przekonanych o konieczności przebudowy państwa i mających odwagę wyrażać to przekonanie. To wielki kapitał, który nie może zostać roztrwoniony jak przed rokiem. Może to zrobić, powracając tylko i wyłącznie do formuły ruchu republikańskiego, federacji środowisk politycznych, ale też zawodowych i regionalnych, wspierających się w realizacji tych celów. A spraw jest wiele, to problemy społeczne, edukacja, bezpieczeństwo. Wspólnym mianownikiem dla nich wszystkich jest na pewno zachowanie naszej odrębności narodowej i cywilizacyjnej, podmiotowości państwowej w Europie, polityka historyczna, a nie antypedagogika wstydu, konieczność wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej i osądzenia winnych. Polska i Polacy potrzebują dużego ruchu społecznego, który przenicuje wszystkie dziedziny życia. To wielka armia ludzi, która obok lidera - marszałka, musi mieć sztab oficerów - strategów, dowódców skrzydeł, kierowników zaplecza. Sami posłuszni kaprale nie wystarczą - no, chyba że celem samym w sobie jest tylko comiesięczne pobieranie żołdu w postaci poselskich diet.
Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik Poniedziałek, 17 października 2011, Nr 242 (4173)

Autor: jc